| Teksty 
        po polsku  
 Korczowski 
        Paris Atelier Photo Michel Lunardelli Korczowski 
        (dokumentacja):  
        Prawa Autorskie©Wszystkie materialy na stronie internetowej Korczowski chronione sa prawami 
        autorskimi. Zadna praca nie moze byc reprodukowana, kopiowana, przechowywana, 
        przetwarzana, albo uzyta w calosci lub czesci, bez pisemnej zgody. Wszystkie 
        prawa zastrzezone.
 
  
 Malgorzata 
        Dorna Oniryczne spektakle Bogdana Korczowskiego Taka 
        jest na ogól regula gry. Jezeli mikrokosmos sceniczny jest dostatecznie 
        silny, aby ukazac i udzwignac caly makrokosmos teatralny, to dlatego tylko, 
        ze jest tak bardzo ogniskujacy (
) ze jego osrodek moze 
        sie stac jadrem calego ukazywanego nam swiata. Owa gwiazdzista organizacja 
        uniwersum dziela (
) moze stanowic jego jadro i osrodek oraz (
) 
        promieniowac cala kosmicznoscia dziela i ona to wlasnie jest podstawowym 
        warunkiem teatru.1 Przywolany 
        tu fragment operuje jezykiem metafor, odwolujac sie zarazem do odwiecznego 
        znaczenia teatru jako obrzedu i magicznego rytualu. Stajemy bowiem na 
        scenie Theatrum Mundi i juz sam ten (pozornie naturalny, oczywisty) fakt, 
        zapisany w swiadomosci odbiorcy, adresata artystycznego przekazu - urasta 
        do roli archetypu, symbolu. Innymi slowy  zarówno dla artysty, 
        jak i dla odbiorcy, dzielo staje sie centrum Uniwersum, Wszechswiata. 
        Powinno jednak spelniac konkretny, zapewne najtrudniejszy warunek (podobnie 
        jak dobrze przygotowana inscenizacja) musi wynikac z potrzeby i z pasji 
        tworzenia, z glebokiego przekonania o waznosci jego (dziela in statu nascendi) 
        tresci i formy. Na tym polega zapewne owa ogniskujaca rola 
        ku jakiej pretenduje i jaka powinno spelniac. Nieprzypadkowo takze w mowie 
        potocznej utrwalily sie okreslenia, swiadczace o niemoznosci oddzielenia 
        konkretnych artefaktów od zycia, biografii artysty od jego psychologicznego 
        portretu, w nich utrwalonego. W konsekwencji dla prawdziwego 
        artysty dzielo jest zyciem, a zycie dzielem i wydaje sie, ze obie te dopelniajace 
        sie i sankcjonujace wzajem swe istnienie sfery - wymykaja sie prostym, 
        powierzchownym interpretacjom.Tak, wiec dzielo zycia Bogdana Korczowskiego, performera i malarza, artysty 
        zwiazanego mentalnie z tradycja i dziedzictwem Krakowa, miasta Bohemy, 
        niezaleznych wedrowców i buntowników, outsiderów 
        wiodacych wlasny zywot w enklawach postmodernizmu, prowadzacych wlasne, 
        gleboko przemyslane i przezywane narracje  otwiera nas ku nowym, 
        teatralnym przestrzeniom. Dzielo to, tak mocno zwiazane z biografia, z 
        biografii owej wyrosle - otwiera nas ku drogom, prowadzacym od mikrokosmosu 
        sceny ku makrokosmosowi teatru, teatru pojmowanego w kategoriach nieokielzanego, 
        nieograniczonego Uniwersum. Dzielo to otwiera bramy lub moze raczej odmyka 
        tajemne, naznaczone pietnem czasu, porosle bluszczem zapomnienia furty 
        i przejscia ku przestrzeniom, w których zapisane sa zmagania artysty 
        z materia, ujawnia owe szczeliny, pekniecia wiodace ku (niemal nieistniejacym 
        realnie) obszarom poszukiwan, dociekan. Dzielo to wreszcie wprowadza nas 
        na proscenium, kierujac nasze emocje i mysli ku sferze nieledwie przeczuwanej, 
        poznawanej intuicyjnie, powtarzajacej sie (jak w zwierciadle) w doznaniach 
        i uczuciach adresatów, odbiorców.
 Jezeli zatem odwolac sie do terminologii francuskiego twórcy filozofii 
        sztuki, teoretyka sytuacji dramatycznej Etienne Souriau  
        to wlasnie w owych przestrzeniach lub moze raczej sferach, na które 
        promieniuje owo jadro ukazywanego nam swiata, osobnego i skondensowanego, 
        zmaterializowanego w pracy, demonstrowanego teatralnym gestem, swiata 
        artysty - objawia sie rodzaj zbiorowego snienia, traktowanego jako wspólne, 
        nieco surrealne doswiadczenie urody onirycznych ogrodów. 
        Obecnosci owych ogrodów, bujnych i zarosnietych, pierwotnych, ogrodów 
        magicznych, w których czas biegnie po linii kola lub 
        spirali, ulegajac niekiedy zatrzymaniu  dane nam doswiadczac w towarzystwie 
        najlepszym z mozliwych: Mistrza Tadeusza Kantora oraz jego ucznia, 
        gorliwego, szczerego wyznawcy  absolwenta Krakowskiej Akademii Sztuk 
        Pieknych. Obaj proponuja nam wedrówke ku sferze opanowanej przez 
        teatr, teatr totalny, piekny i poruszajacy, bolesny i porywajacy 
        zarazem, niekiedy groteskowy, pelen karykaturalnych przerysowan, kiedy 
        indziej powazny, dotykajacy patosu, uroczysty. Obu pozwolimy sie uwiesc, 
        uwiedzieni rytualem pamieci, obrzedowoscia teatru, tajemnica wszechobecnej 
        sceny.
 Kultura lat siedemdziesiatych obudzila w niespokojnym pokoleniu wiecznych 
        eksperymentatorów potrzebe kwestionowania wszystkiego, co kanon 
        uznawal za stale. Ambitny zespól Procol Harum, zainspirowany Aria 
        na strunie G Jana Sebastiana Bacha przekonywal, ze istnieje bielszy 
        odcien bieli. Nieznany szerszej publicznosci prozaik zanotowal w 
        zbiorze opowiadan, ze najciemniejszym odcieniem bieli jest czern. 
        W drugiej polowie lat szescdziesiatych XX wieku  Tadeusz Kantor 
        tworzy cykl obrazów i kolazy z motywem bialego parasola. Polamane, 
        poprzebijane drutami skrzydla, nastroszonych, wyrwanych burzy ptaków 
        - pokrywa gesta materia bieli. Symboliczne znaczenie bieli i czerni jako 
        wartosci kontrastowych, przeciwstawnych  traci swój sens. 
        Tak wiec okazuje sie nagle, ze ten sam obiekt moze miec w sobie zarówno 
        biel jak i czern, funkcjonowac w przestrzeni zbudowanej umownie, na ekstremach.
 W 1974 Bogdan Korczowski pokazuje na festiwalu w Nowej Rudzie Bialy 
        Rower, prace dedykowana Marcelowi Duchampowi, temu samemu który 
        na poczatku minionego stulecia, wiedziony potrzeba buntu i prowokacji, 
        swiadom dazen czlowieka ku obrzedowosci, ku rytualom i tajemnicy totemicznych 
        przedmiotów - brutalnie demaskuje konwencje. Odrzuca jednym, jakze 
        teatralnym gestem powszechnie uznawane, uniwersalne kanony piekna. 
        Prowokacja przynosi mu slawe. Duchamp (wielki rezyser, inscenizator) stawia 
        na scenie prestizowej, nowojorskiej galerii wyprodukowany 
        seryjnie, ready made pisuar. Nadaje mu tylez romantyczne, 
        co kiczowate miano: Fontanna.
 Bialy Rower, pomalowany starannie staje, w kilkadziesiat lat pózniej, 
        niby aktor na teatrum miasta, wyniesiony na cokole prostopadloscianu. 
        Nie tyle zwykly, teatralny rekwizyt, co raczej statua, symbolizujaca estetyczne 
        potrzeby zbiorowosci. Artysta - kreator i destruktor zarazem (w toku dzialan 
        performatywnych rower ulega bowiem zniszczeniu, rozpadowi, by ostatecznie 
        zamienic sie w kupe zlomu, pochlapana malowniczo farba), tak wiec artysta 
         przypisuje sobie role Demiurga, kreatora równemu Bogom.
 Nieco wczesniej, przy okazji przygotowan do Sympozjum Plastycznego 
        Wroclaw 70 Tadeusz Kantor projektuje rzezbe, dziewieciometrowej 
        wysokosci krzeslo, nalezace (obok gigantycznych rozmiarów wieszaka) 
        do cyklu pomników niemozliwych. Wieszak-most i ogrodowe 
        krzeslo, przeznaczone do ekspozycji w przestrzeni urbanistycznej nowoczesnego, 
        bedacego w ruchu miasta  otwieraja scene totalnego teatru 
        Kantora ku Uniwersum. Realizacja pomnika Krzeslo nastepuje 
        po latach. Dnia 8 wrzesnia 2011 betonowa, ascetyczna, chropawa konstrukcja 
        staje przy ul. Rzezniczej we Wroclawiu, nieopodal Teatru Wspólczesnego. 
        Prototyp, odlany w betonie, w piata rocznice smierci Kantora, znajduje 
        sie jeszcze dzisiaj przed niszczejacym, ulegajacym powolnemu rozpadowi 
        domem artysty w Hucisku. Tak to czas zapisany w dziele, czas odnajdywany 
        i po Proustowsku poszukiwany  zatacza kolo. A kolo to znak magiczny, 
        archetyp centrum Wszechswiata, symbol sfery sacrum i mitu. Nieprzypadkowo 
        tez Bialy Rower Bogdana Korczowskiego zostaje umieszczony 
        w namalowanym biala farba kole. Motyw kola lub kregu stanie sie wyróznikiem 
        jego dziel, symbolem jadra Uniwersum, prapoczatku i praprzyczyny, a takze 
        otwarcia ku nieskonczonosci Wszechbytu.
 Wszystko jest teatr  chcialoby sie dzisiaj powiedziec, 
        parafrazujac slowa nielubianego w epoce minionej poety, który twierdzil 
        z artystyczna fantazja, ulegajac potrzebie prowokacji i skandalu, stylizujac 
        wlasne zycie na sztuke, a sztuke na zycie, ze wszystko jest poezja. 
        W swym lapidarnym, teatrologicznym eseju, zawierajacym rodzaj postawionej 
        nie bez emocji, jednak bardzo rzeczowej, konkretnej diagnozy  badacz 
        i antropolog teatru, Dariusz Kosinski proponuje by poszukac nowej definicji 
        spektaklu i widowiska, definicji na miare zainteresowan, oczekiwan i spolecznej 
        wrazliwosci czlowieka poczatków XXI wieku.2 Zmienila sie bowiem 
        perspektywa postrzegania teatru. Dawny teatr wydawal sie mocno osadzony 
        w kontekscie zycia spolecznego, zycia zbiorowosci, w kontekscie wydarzen 
        historycznych i politycznych. Dzisiejszy nie jest juz osadzony 
         jest zyciem, istota, sama esencja zycia spolecznego, prywatnego, 
        kwintesencja zycia zbiorowosci we wszelkich jego przejawach i formach, 
        istota filozoficznych poszukiwan i dociekan
 I dzieje sie tak niezaleznie od faktu, ze teatr ten, wszechobecny i wszechogarniajacy 
        - traktowany byl niemal od zawsze podobnie jak teatry oparte 
        na iluzji, ukrywajace swa sztuczna nature, w których 
        aktorzy nie grali, a byli postaciami, podczas gdy scene od 
        widowni oddzielac miala mentalna, jak pisze Kosinski czwarta 
        sciana - jako rodzaj narracji, konwencji, przemyslanej artystycznej 
        wypowiedzi. Podczas jednak, gdy tamten teatr postrzegany byl 
        jako teren niezobowiazujacych spotkan towarzyskich, przestrzen w której 
        widz (rozumiejacy i akceptujacy umownosc spektaklu) dawal sie poniesc 
        i uwiesc fabule  ten teatr, wspólczesny lub wspólistniejacy 
        z nami  to sfera sacrum, przestrzen magiczna wspólnie odprawianego 
        obrzedu i rytualu, przestrzen otwarta, sankcjonujaca podejmowanie 
        dzialan w miejscach nieteatralnych. W miejscach niewydzielonych, 
        poza obszarem sceny, zapewne takze na plaszczyznie obrazu lub w przestrzeni 
        performansu i happeningu.
 Nieprzypadkowo tez wypowiedz Kosinskiego, oparta na zalozeniu, ze teatr 
        stanowi organizm zywy, którego czujaca, wrazliwa tkanka 
        zdaje sie ulegac nieustannym transformacjom, przemianom  nie prowadzi 
        (jak mozna by oczekiwac) do przyjecia jednej, konkretnej definicji, gdyz 
        (jak zastrzega na wstepie autor) uzycie w tytule przyimka ku 
        (Teatr XXI wieku  ku nowym definicjom)  wiaze 
        sie z wyruszeniem dokads, ze stanem otwarcia i dazenia do celu, który 
        wcale nie musi byc okreslony, a nawet  kto wie?  moze wcale 
        nie istnieje.3 Znaczaca okazuje sie tutaj zatem nie tyle ostateczna 
        definicja teatru wspólczesnego, której nie ma potrzeby precyzyjnie 
        ustalic, ile moment rozpoczecia jej poszukiwan, owo miejsce podjecia wedrówki 
        i wytyczenia poczatku drogi badacza, bacznego obserwatora charakterystycznych 
        dla naszych czasów zjawisk para-teatralnych, rozgrywajacych sie 
        na ulicach i placach miast.
 Poszukujac nowej formuly teatru, nowej koncepcji siebie jako artysty  
        Bogdan Korczowski staje w obliczu równie ambitnego jak to, jakie 
        podjal (przywolany juz tutaj) teoretyk teatru - wyzwania. Rozliczajac 
        sie z tradycja tak wielobarwnej, róznorodnej dziedziny, jaka w 
        drugiej polowie XX wieku okazuje sie performatyka, podejmujac dialog z 
        Tadeuszem Kantorem i Jego totalnym dzielem - Korczowski objawia 
        przed naszymi oczami wlasne widzenie spektaklu, wlasna scene, bez nadmiaru 
        rekwizytów i bez rozmalowanej na prospekcie, imitujacej realnosc 
        scenografii. Wybiera samotna i ekscytujaca droge Wielkiego Inscenizatora. 
        Wybiera ja równolegle i niezaleznie od artystycznych poczynan twórców 
        ekspresji Mlodych Dzikich. Co prawda jego pierwsze prace malarskie przepojone 
        sa sila i sugestywnoscia wlasciwa dla poszukiwan ekspresjonistów 
        - celowa chropawosc, szeroki pociagniecia pedzla, niekiedy pelen dynamiki 
        i wewnetrznych spiec, dramaturgicznych kontrapunktów, malarski 
        rysunek wprost na plachcie, czy szmacie, szeroki obrys, po formie. Nie 
        jest to jednak tylko ekspresjonizm. Dynamika i metaforyka 
        prac niesie bowiem w sobie zarówno cos pierwotnego, typowego dla 
        eksperymentów przedstawicieli calego ruchu, kwestionujacego nowa 
        figuracje, czy tez malarstwo faktu, reprezentowane przez popularna w latach 
        siedemdziesiatych krakowska grupe Wprost. Miesci sie w niej, 
        w owej dynamice - rodzaj dramaturgii osobnej, wyroslej na gruncie dazenia 
        ku symbolicznej, magicznej abstrakcji.
 Inicjujacym cykl twórczych poszukiwan zdarzeniem staje sie tutaj 
        aranzacja sytuacji parateatralnej lub calych ciagów tego typu sytuacji, 
        które mozna by nazwac haslowo snieniem. To wlasnie 
        bowiem na granicy jawy i snu powracaja surrealne obrazy. Sen nie niesie 
        w sobie innej, niz wewnetrzna  logiki. Nie przyjmuje narzuconego 
        a priori porzadku. Wyrasta z potrzeby magii, odkrywania i objawiania, 
        w ulamkach, we fragmentach geometrycznych podzialów, naznaczonej 
        emocja przestrzeni, zblizania sie ku odwiecznej Tajemnicy. Sen takze lub 
        moze raczej snienie, prowadzacej ku abstrakcji drogi objawia w naglym 
        blysku, w przeblyskach swiadomosci bogata materie rozedrganego, rozmigotanego 
        bytu. Sen przywoluje symbole, ukladajace sie w rodzaj runicznego, archetypicznego 
        pisma, przyznajac artyscie role szamana lub maga.
 We snie mozna podjac dyskurs z tym, co dawno minione i kontakt z tym, 
        co przyszle, co powtórzy sie w formie znaku: weza (archetypicznego 
        uosobienia madrosci), plonacego trójkata i równoramiennego 
        krzyza, utrwalonego na plótnie totemu, obrysu koperty bez listu, 
        plaskiej, surrealnej formy przeniesionej ze swiata Natury, czy wreszcie 
        - oderwanego od pierwotnie przypisanych mu tresci, odrecznego, pospiesznego 
        pisma. We snie mozna podjac urwana w pól slowa, w pól gestu 
        rozmowe z Wielkim Nieobecnym. Sen nieprzespany, ocierajacy sie o sprawy 
        ostateczne, doswiadczany niemal jako substancja, w sposób materialny, 
        sen gleboko przezyty i przezywany po wielekroc - prowokuje Bogdana Korczowskiego 
        do podjecia dialogu z twórczoscia Tadeusza Kantora, której 
        efektem staje sie instalacja Jemu (Kantorowi) dedykowana i Jemu (jako 
        domniemanemu wspóltwórcy) ostatecznie przypisana, przynalezna 
        sferze Jego zycia i sztuki, zycia które pozostalo teatrem.
 W miedzyczasie, gdzies na obrzezach glównego nurtu swych poszukiwan 
         Bogdan Korczowski zapisuje pierwotne, geometryczne formy, pozostawia 
        magiczne znaki, totemy i listy, owe slady obecnosci, dowody istnienia, 
        jednostkowego, indywidualnego bytu, zanurzone w materii pelnego ekspresji 
        i wewnetrznych napiec, pozostajacego w nieustannym ruchu, in statu nascendi 
         Uniwersum. Malarski zapis kadrów owego ruchu, etapów 
        kosmicznej metamorfozy odnajdujemy takze w pojemnej formule wystawy Laniakea, 
        bedacej celowym powrotem do watków rozpoczetych przed laty, do 
        motywu czasu i przestrzeni jako glównych bohaterów trwajacego 
        bez konca - spektaklu.
 Dane nam wejsc w przestrzen sceny, pozwolic by otoczyly nas wirujace slonca, 
        kola i gwiazdy, zanurzyc sie w otchlani nieskonczonego Uniwersum. Dane 
        nam stworzyc wlasna, kosmiczna narracje, zatrzymujac sie na dluzej przed 
        wybranymi pracami, pieszczac wzrokiem ich chropawa strukture, kontemplujac 
        doskonalosc konstrukcji i piekno glebokich, plomiennych czerwieni, az 
        po oranz, brazy i zólcie, az po fiolet, blekity i czernie, owe 
        najciemniejsze odcienie (jakze umownej, zawsze jednak symbolicznej) bieli. 
        Dane nam wreszcie doswiadczyc bezposrednio sacrum, poczuc puls rozszerzajacego 
        sie Wszechswiata, cieplo otwartych kraterów, rytm bijacego serca, 
        jadra i prawdziwej istoty Stworzenia. Dane nam
 Malgorzata 
        Dorna  
 
 Maciej 
        Siejewicz Tekst do katalogu 
        wystawy Korczowski Snake
 Prezentowane prace stanowia skromna reprezentacje bogatego artystycznego 
        dorobku Bogdana Korczowskiego. Taka koncepcja doboru dziel zwykle powoduje 
        naturalna sklonnosc do próby chocby niepelnej, ale jednak syntezy 
        i wskazania, co wazne w danej twórczosci i co moze byc kluczem 
        do jej odczytania. Sam artysta nigdy nie ulatwial tego zadania. Juz blisko 
        dwie dekady temu mówil o swojej twórczosci tak: Opowiadam 
        sam sobie historie w nieznanym jezyku, jezyku utworzonym z kolorów, 
        znaków, sladów, materialów, rysunków. Jesli 
        ktos zdola odczytac czy odcyfrowac to pismo, to tym lepiej. Proces 
        odczytywania niech pozostanie indywidualna sprawa kazdego. Natomiast warto 
        wskazac chocby jeden trop, który bylby przynajmniej w czesci kluczem 
        do odczytania intencji artysty. Dla Bogdana Korczowskiego wazne sa dwie 
         wydawaloby sie sprzeczne  drogi. Droga w glab 
        i droga przed siebie. Paradoksalnie czy nie, jedna bez drugiej 
        nie istnieje. Dzieki podrózy przed siebie, fizycznego 
        doswiadczania natury, krajobrazu, innej kultury, mozliwa jest podróz 
        w glab, w siebie, do wnetrza wyobrazni, pamieci, wspomnien. Latwo 
        sobie wyobrazic, ze i odwrócenie kierunków takze miewa miejsce. 
        Tak czy inaczej, ten proces podrózowania wydaje sie 
        fundamentem i glównym impulsem w twórczosci artysty. Bez 
        trudu odnajdziemy w prezentowanych na wystawie pracach echa tych doswiadczen. 
        Zreszta i sam artysta naprowadza nas na ten wazny trop mówiac: 
        Moje cale zycie jest podróza. Gdy mialem 15 lat, odkrylem 
        w sobie powolanie do malarstwa. Wówczas to wyobrazalem sobie malarza 
        jako wiecznego podróznika. Ciekaw bylem swiata wokól mnie. 
        Nie potrafie zyc bez podrózy, z góry mysle o kazdej z nich. 
        Ciekawosc podrózy pobudza mnie. I wlasnie to podrózowanie 
        zwiazane jest we mnie z pamiecia. Cale zycie codzienne tez jest pamiecia. 
        Gdy podrózujemy, jednak czynimy wszystko inaczej. Musimy przyswoic 
        sobie odmienny rytm. I w takich chwilach równiez nasza percepcja 
        staje sie rózna. Jesli zatem podróz jest bodzcem do 
        tworzenia, czym jest symboliczny jezyk stosowany przez artyste? W tym 
        ujeciu widac wyraznie, ze metaforyzacje i narracyjnosc wiaze autor, konsekwentnie, 
        ze znakiem, figura, z opowiescia o historii, losie i kulturze, natomiast 
        abstrakcja jest dla niego obszarem wolnosci, mozliwoscia wymkniecia sie 
        opowiesciom, anegdotom, a przede wszystkim  historii, i zanurzenia 
        sie w czyms co metafizyczne, pierwotniejsze, nie wyslowione. Sa 
        podróze introspektywne, intymne, które nalezy przebyc. Narzucajac 
        sie nam nagle, bezwzglednie, jednoznacznie. I to akurat na calkowitym 
        pustkowiu odnajdujemy sie twarza wobec swiata, wobec siebie. Byc tam, 
        nie byc nigdzie. Bladzenie mentalne. Majaczenia zblakanego podróznika? 
        Trzeba przemierzyc Sahare wewnetrzna, pogodzic sie ze smiercia z pragnienia, 
        zeby zrozumiec rzeczy, sens zycia, swojego zycia. Podróze 
        ksztalca. Czasami ksztaltuja. Z czasem nie pozwalaja juz sie zatrzymac. 
        Z takim rodzajem podrózowania mamy do czynienia w przypadku Bogdana 
        Korczowskiego. W dzisiejszym swiecie, tak bardzo wirtualnym, pelnym falszywej 
        autokreacji i sztucznosci, udawania, fake newsów i postprawdy, 
        niestety coraz latwiej dojsc do wniosku, ze sztuka, w tym bez watpienia 
        sztuka tworzona przez Bogdana Korczowskiego, jest juz jedna z nielicznych 
        oaz autentycznosci, glebokiego doznania, afirmacji prawdziwych ludzkich 
        uczuc. Dostarcza widzowi tego, za czym coraz bardziej teskni: wzruszen. 
        W pracach Bogdana Korczowskiego nadal znajdujemy to cos, co nas zaskakuje 
        i sprawia, ze czekamy na wiecej. Co jest przeciezsensem kazdej sztuki.
 
  Link do: Autorski tekst Bogdana Korczowskiego w katalogu
 ( w formacie PDF) Wystawa "Zbyt pozno na chwale..."
 Trzy dekady malarstwa 1979-2009
 
 
 
 Link 
        do: SZTUK PUK "Studium o Bogdanie Korczowskim" tekst Piotra Zaporowicza
 
 
 
 Héloïse 
        Hautemanière"Pamiec we fragmentach..."
 Tekst do katalogu wystawy: Korczowski "Szaman"
 To straszne uczucie, 
        kiedy zauwazamy, ze bardziej pociaga nas cien niz swiatlo. Gdy odkrylam 
        obrazy Bogdana Korczowskiego, pierwszym odruchem bylo ich odrzucenie, 
        zeby nie wystawiac sie na niebezpieczenstwo, lecz zrozumialam, ze cien, 
        zle samopoczucie i migrena wyzwola slowa.Na tych kilku stronicach proponuje intrygujaca, zaklócajaca spokój 
        podróz do ciemnego, dreczacego i niepokojacego swiata tego artysty. 
        Jest to moja podróz; ale pozwolilam, by obrazy Korczowskiego przeniknely 
        mnie na wskros, i tych kilka stronic jest tylko moja interpretacja jego 
        sztuki...
 "Kreacja nie jest koniecznie tym, co widac" - mówi Korczowski, 
        podróznik bez bagazy...
 To dzieje czlowieka, który nie zaprzestal podrózy, z malarstwem, 
        ze swoja sztuka - jego jedyna walizka.
 Historia inicjalu 
        "K".Bogdan Korczowski urodzil sie w 1954 roku w Krakowie, gdzie zaczyna sie 
        jego artystyczna podróz. Jego pierwsze spotkanie ze sztuka ma miejsce 
        w ksiegarni ojca, jedynej w Krakowie otrzymujacej publikacje zagraniczne, 
        w kraju, gdzie rzadzi cenzura. Jako dziecko, nie rozumiejac jeszcze jezyków, 
        polyka pochodzace skadinad ksiazki poswiecone sztuce. Nie czyta w nich 
        slów,ale przesiaka ilustracjami, bawi sie opakowaniem - papierem, 
        sznurkami i kartonami. Bardzo szybko pojmuje znaczenie materii, nosnika 
        pamieci. Ksiazka staje sie dla niego przedmiotem swojskim, kolekcjonowanym 
        przez ojca, sluzacym do odgradzania dwóch pokoi. Paradoksalnie, 
        jesli ten przedmiot jest latwo dostepny i staje sie niemal banalny, tekst 
        pozostaje nieprzenikniony, obcy.
 Po smierci ojca, w roku 1970, i po zniknieciu jego biblioteki, wie, ze 
        wlasnemu zyciu musi nadac wymiar artystyczny. W tym samym czasie spotyka 
        Tadeusza Kantora, mistrza uwazanego za jednego z najbardziej twórczych 
        artystów polskich tych czasów. Dzielo tego geniusza gleboko 
        naznaczylo mlodego Korczowskiego, którego sztuka stale oddaje mu 
        hold, przede wszystkim poprzez wszechobecnosc "K", ich wspólnego 
        inicjalu.
 Na poczatku lat '80 zawija do Francji. Zycie i podrózowanie na 
        Zachodzie pozwalaja mu "spotkac sie" z oryginalnymi dzielami, 
        których reprodukcje ogladal w ksiazkach ojca. Wraz z odbywanymi 
        podrózami jego praca staje sie coraz bogatsza...
 Bogdan po wielekroc jezdzi tam i z powrotem miedzy Francja i Stanami Zjednoczonymi. 
        Okazuje sie, ze jedna z tych podrózy zdeterminuje jego zycie. Centrum 
        pustynnej Newady staje sie miejscem przeciecia sie dwóch dróg: 
        jego i Indianina Navajo. Po tym nieco surrealistycznym spotkaniu Korczowski 
        rozumie, ze artysta jest w pewnym sensie szamanem, który tworzy 
        swój wlasny jezyk. Nikt, poza samym artysta, nie zna alfabetu przydatnego 
        do odczytania obrazu. Malo wazne jednak jest, ze sformulowania artysty-szamana 
        sa malo czytelne, liczy sie tylko rezultat, efekt wywarty na Drugim, uczucie 
        tego, kto patrzy na obraz, kto zazywa " lekarstwo".
 Dzisiaj Bogdan Korczowski zyje w swoim atelier na wzniesieniach Belleville 
        w Paryzu, myslac o dalszych podrózach, innych spotkaniach i innych 
        jezykach.
 "Usiasc, wziac oddech, przetrawic, nie próbowac zrozumiec, 
        tylko pozwolic porwac sie obrazowi".
 Dzieje pewnego spotkania...Kiedy wrócilam z atelier Korczowskiego po raz pierwszy, natychmiast 
        ogarnal mnie dziwny niepokój. Od tych obrazów i zapachów 
        rozbolala mnie glowa. Pózniej zrozumialam, ze dzielo Korczowskiego 
        to jedna wielka migrena. Plótna dzialaly na mnie agresywnie tak 
        liczba, jak ich tonacja. Nielad obrazów, pedzli i szmat przygnebial 
        mnie. Moja ochota, by opuscic to miejsce, nigdy tam nie powrócic, 
        uciec przed tym gwaltem byla naprawde ogromna... Jednak cos silniejszego 
        przytwierdzalo mnie do podlogi , nie pozwalalo wykonac zadnego ruchu. 
        Olbrzymi, zlowrogi obraz na scianie zdawal sie na mnie patrzec. Kadr wyjety 
        z jakiegos kosciola: "Usiasc, wziac oddech, przetrawic, nie próbowac 
        zrozumiec, tylko pozwolic sie porwac obrazowi". Wymowa malarstwa 
        jest najsilniejsza, to ona zwycieza i sie narzuca. Nie istnieje zadne 
        inne wyjscie, trzeba tylko zamilknac, sluchac i patrzec. Sam artysta zdawal 
        sie byc zarysem wlasnej pracowni i wlasnego malarstwa. Uprzedzano mnie, 
        chcialam jednak zaryzykowac... Ten czlowiek mnie intryguje, przesladuje, 
        fascynuje. Potem magia zadzialala. Przykula do ziemi, poprowadzila od 
        obrazu do obrazu, a dzisiaj pozwala ukladac slowa o tych zbyt silnych 
        przezyciach. Bylam zalekniona, lecz ponad tym niepokojem cos mnie urzekalo. 
        Nie moglam pozostac obojetna na tak szeroki pokaz kolorów, energii 
        i slów. Obrazy wygladaly tak, jakby chcialy mi cos powiedziec. 
        Jezykiem nieznanym, nieuchwytnym, zlozonym. Nie rozumialam tych slów, 
        ale odczuwalam ich moc. Formula artysty-szamana okazala sie skuteczna, 
        gwaltowny melanz leku i marzen tetnil i nadal tetni w moich zylach. Nadszedl 
        czas, zebym dowiedziala sie, co mnie tu zatrzymuje. Chce spróbowac 
        zrozumiec czlowieka i jego sztuke, nie dla potrzeb krytyki, a po prostu 
        po to, by sie wyciszyc...
 Pamiec, Materia... 
        Obrazy-archiwum...Liczne podróze uczynily z Bogdana Korczowskiego kolekcjonera i 
        pozeracza obrazów, które ofiarowuje nam na swoich plótnach. 
        Pozywione w ten sposób, jego oczy prowadza reke do malarskiego 
        przekladu... Jak te wszystkie plamki rzucone na dzielo jego zycia, Korczowski 
        maluje nieokreslone fragmenty pamieci, zbiorowej i osobistej. Zyje w pospiechu, 
        maluje bez przerwy, azeby uciec przed smiercia. Zawsze chodzi bowiem o 
        to, by pozostawic slad po swoim przejsciu...
 Pozar kolorów 
        i form.W plótna Korczowskiego wciela sie cala pamiec i nabiera w nich 
        przestrzennosci. Miejsca, wspomnienia, obrazy nabieraja zycia i wydaje 
        sie, ze chca nam cos powiedziec. Niczym te wszystkie jezyki próbujace 
        uniknac zobrazowania, krople farby przemawiaja do nas w róznych 
        dziwnych jezykach, wymyslaja magiczne zaklecia i nas oczarowuja. Materia 
        obrazów Korczowskiego wyraza zawile sploty jego pamieci, tyle ciosów 
        nozem, co zatrzyman. Nalezy po prostu nie pozwolic, by ten wewnetrzny 
        koszmar nami zawladnal. Pamiec nie jest gladka, jednorodna ani jednobarwna. 
        Na obrazie trzeba tworzyc rózne warstwy, scierac, zaczynac od nowa 
        i - jak Korczowski - swiadomie plótna postarzac, pozwalajac pedzlowi 
        zaplakac. Wychodzace z obrazu jezyki ognia to slowa szamana. Dodaja zycia 
        malarstwu, które bez nich mogloby sie zmeczyc. Nie nalezy próbowac 
        gasic tego pozaru, lecz po prostu czasami sie oddalic i wyleczyc goraczke... 
        Malarstwo implikuje akt fizyczny, zaangazowanie ciala.
 
 
 Korczowski 
        "Fototeka"
 Wystawa "Fototeka" 
        to sensualna kompozycja obrazów artysty wraz ze zdjeciami polaroidowymi. 
        Abstrakcyjne malarstwo w polaczeniu z prostym i surowym przekazem polaroidów 
        tworza pozadana przez twórce dwoistosc, która wplywa na 
        koniecznosc subiektywnej interpretacji dziela. Sam artysta opowiada o 
        swoich pracach: "Niektórzy widza w nich wylacznie zdjecia, 
        podczas gdy inni postrzegaja dzielo w calej jego zlozonosci z malarstwem. 
        Zawsze sa dwa poziomy percepcji dziela.  
        Z daleka "Fototeka" przypomina kosmogonie moich obrazow, ale 
        bliska to cos zupelnie innego. Wprowadzajac w "Fototece" 
        opozycje pomiedzy abstrakcja i figuracja, artysta ponawia próby 
        zmierzajace do usytuowania sie w polowie drogi miedzy ekspresjonizmem 
        i introspekcja.  Wywiad z B. 
        Korczowskim, Webesteem magazine, nr 10 Debiutowalem w 1974 
        roku jako performer (performance "Bialy Rower" na festiwalu 
        w Nowej Rudzie), ale wlasciwie zawsze chcialem malowac i malarstwo jest 
        moja forma expresji od ostatnich 30 lat. Wielokrotnie dyskutowano na temat 
        mojego "symbolizmu abstrakcyjnego", szczególnie po mojej 
        wystawie w Zachecie, która byla calkowicie oparta na abstrakcyjnych 
        znakach. Wielokrotnie pytano mnie o interpretacje moich obrazów. 
        Praktycznie nigdy nie zabieralem glosu, zostawiajac innym analize moich 
        prac. Pewne opinie byly sluszne a inne zupelnie przypadkowe. Pózniej 
        w Paryzu wielokrotnie slyszalem o pewnej "zmyslowosci" mojego 
        malarstwa i wtedy rozpoczalem naprawde moja wlasna analize (artystyczna 
        i psychoanalityczna) tych pojec, zaintrygowany tym "zestawieniem". W polowie lat 90-tych 
        zrealizowalem pierwsza serie polaroidów przedstawiajacych fragmenty 
        ciala ludzkiego i wymieszalem je z moim malarstwem i symbolami jak krzyze 
        czy gwiazdy. - Dlaczego polaroid? Dlatego, ze odbitka 
        jest unikalna, bezposrednio widzialna, bez specjalnego technicznego manipulowania. 
        Uzywam polaroidu nie jako fotograf ale malarz, jak "pedzla i farby" 
        równoczesnie, realizujac setki zdjec i klejac je na obrazie równoczesnie 
        z farba. Maly format polaroidu narzucal maly format obrazu, ale obsesyjnosc 
        pracy nie pozwolila mi sie zatrzymac. Doszedlem do punktu, w którym 
        kilkadziesiat polaroidów zagubilo sie w samej masie poczatkowo 
        kilkudziesieciu, a potem setki obrazków jako instalacji. Sprowokowalem 
        i zbudowalem sytuacje malarsko-fotograficzna, która z DALEKA odbieramy 
        jako MALARSTWO, a która patrzac z BLISKA zmienia sie w sytuacje 
        FOTOGRAFICZNA. - Podwójnosc 
        dziela? Wielowarstwowosc interpretacji? 
        Obraz nie jest "niewinny", cos za tym stoi, ale nie nalezy pytac 
        "dlaczego?". Nalezy pytac "jak?". Ale obraz ani artysta 
        nie jest "winny", bo jest po prostu wolny. Dotarlem do tego, 
        ze sugestywnosc i podwójnosc interpretacji nigdy nie jest obiektywna 
        jesli chodzi o dzielo artystyczne, kazde dzielo artystyczne. Zaskoczony 
        bylem niedawno reakcja w Polsce na prace Doroty Nieznalskiej. Napisalem 
        do niej "wolnosc sztuki jest nieograniczona wolnoscia" ; niestety 
        doszlo do tego, ze Dorote skazano. Totalitaryzm myslenia akceptuje tylko 
        pytania "dlaczego?", a nie "jak to sie dzieje", ze 
        artysta dochodzi do pewnych mediów, czy uzywa róznych zestawien 
        plastycznych?W Paryzu zrealizowalem w Galerii Selmersheim wystawe moich polaroidów 
        z lat 90-tych i zatytulowalem "Phototheque" (Fototeka), dajac 
        ten tytul jako aluzje do prywatnego archiwum artysty. Cala galeria byla 
        wypelniona okolo 150 pracami z polaroidami i na otwarciu slyszalem zupelnie 
        inne komentarze obserwujacych moje prace z dystansu kilku metrów 
        i tych, którzy obserwowali prace z bliska. Ostatnio pracuje nad 
        duzymi formatami czysto malarskimi i te serie nazwalem "Sensualite 
        au Vegetal" (Zmyslowosc Roslinna). Sugestia po polaroidach? Moze, 
        bo to jest praca równolegla do pracy fotograficznej.
 
  
 "Les Echos 
        de Pologne", nr 41 (13/26 stycznia 2005), Galeria Nova Krakow, 2005 Po raz pierwszy w 
        Polsce Bogdan Korczowski prezentuje tworzona od 1995 r. instalacje malarska 
        "Fototeka". 40 prac z tej serii to male abstrakcyjne obrazki, 
        w które zostaly wkomponowane zdjecia polaroidowe przedstawiajace 
        kobiece ciala w erotycznych pozach. Calosc uklada sie w scienny fresk. 
        Wprowadzajac w "Fototece" opozycje pomiedzy abstrakcja i figuracja, 
        artysta ponawia próby zmierzajace do usytuowania sie w polowie 
        drogi miedzy ekspresjonizmem i introspekcja.
  Wielka "kabala" 
        KorczowskiegoZ Bogdanem Korczowskim rozmawia Delphine Dewulf
 - W jakim celu wlacza 
        Pan fotografie do malarstwa?
 Uwaga: wprowadzam 
        do moich obrazów nie fotografie, ale polaroidy. Róznica 
        polega na tym, ze w przypadku polaroidów nie ma mozliwosci multiplikacji. 
        A wiec jest to, podobnie jak obraz, unikat. Co wcale nie znaczy, ze bronie 
        tej techniki. Daze jedynie do zdefiniowania siebie jako malarza. Poza 
        tym, robiac te zdjecia nie mam na celu stworzenia pieknych obrazów. 
        Te polaroidy pokazuja rzeczy proste i surowe. Nie ma na nich postaci wprost, 
        moje ciala kobiet pozostaja bez twarzy. - Te polaroidy w jasny 
        sposób pokazuja, co przedstawiaja. Sa figuracja. Pana malarstwo 
        przeciwnie, zawsze bylo abstrakcyjne...
 Tak, interesuje mnie 
        praca z ta dwoistoscia. Poza tym, od dawna mówiono mi, ze jest 
        cos sensualnego w moich obrazach. Otóz to nie byl absolutnie cel 
        moich poszukiwan. Ale zaczalem zastanawiac sie nad tym i zdecydowalem 
        sie odbic pileczke pokazujac tym razem ostentacyjnie sensualnosc. Ostatecznie 
        niektórzy widza w nich wylacznie zdjecia nagich kobiet, podczas 
        gdy inni postrzegaja dzielo w calej jego zlozonosci. Zawsze sa dwa poziomy 
        percepcji dziela. Z daleka "Fototeka" przypomina moje obrazy. 
        Z bliska to cos zupelnie innego. Pozwala mi to polozyc nacisk na z koniecznosci 
        subiektywny charakter interpretacji dziela. A takze zanalizowac sposób, 
        w jaki inni patrza na moje obrazy. - Polska jest jeszcze 
        krajem bardzo purytanskim
 Czy spodziewa sie Pan jakiejs szczególnej 
        reakcji ze strony polskiej publicznosci?
 Nie oczekuje reakcji. 
        Nie staram sie równiez prowokowac. Ale jezeli niektórzy 
        beda wzburzeni, to bedzie pozywka dla moich rozwazan.  - Pierwszych 26 lat 
        zycia spedzil Pan w Krakowie, ale od poczatku lat 80. mieszka Pan w Paryzu
 
        Dlaczego zdecydowal sie pan osiedlic we Francji?
 W Krakowie poslubilem 
        paryzanke. Pojechalem za nia do Paryza, gdy rezim w Polsce zrobil sie 
        zbyt dokuczliwy. Potem juz nie zamieszkalem w Krakowie, a to dlatego, 
        zeby móc lepiej do niego powrócic. Jestem w podrózy 
        artystycznej, tutaj i tam. Jestem Polakiem we Francji i Francuzem w Polsce. 
        To wielkie szczescie dla artysty móc porównywac kultury. 
        Konfrontacja jest absolutnie konieczna dla tworzenia. Pozwala uniknac 
        zamkniecia. Podobnie, moja twórczosc unika klasyfikacji. Niektórzy 
        moga mówic o "symbolizmie abstrakcyjnym", co nie jest 
        sprzecznoscia. - Rzeczywiscie, Panskie 
        obrazy sa niekiedy pelne symboli. Czy ma Pan jakies konkretne przeslanie 
        do przekazania?
 Zwiedzilem duzo wykopalisk 
        archeologicznych w Basenie Morza Sródziemnego. Czesto znajdowalem 
        sie przed kamieniami pokrytymi nieczytelnymi napisami. W takich wypadkach 
        mozna doswiadczyc bardzo silnych wrazen, nawet jezeli naprawde inskrypcja 
        to tylko antyczna deklaracja podatkowa. Mysle, ze w obliczu dziela nie 
        trzeba starac sie zrozumiec, ale przede wszystkim odczuc. Bardzo wazne 
        sa dla mnie slowa Bruno Schulza: "Sztuka nie jest rebusem, do którego 
        klucz jest gdzies schowany, a filozofia nie jest sposobem na rozwiazanie 
        tego rebusu." (List B.Schulza do S.I.Witkiewicza). 
  
 Maryla 
        SitkowskaFragmenty 
        tekstu biografii opublikowanej w Slowniku Malarzy Polskich,
 (Od dwudziestolecia miedzywojennego do konca XX wieku)
 Wydawnictwo Arkady, Warszawa 2001
 
 (...) W pierwszej polowie lat osiemdziesiatych,skrystalizowal sie 
        indywidualny styl malarski Korczowskiego, artysta ustalil tez symboliki 
        swoich plocien, ktorej pozostaje wierny bez wiekszych odstepstw do dzis. 
        Jego malarstwo o mocnej, nasyconej kolorystyce, bogatej fakturze i zywym 
        gescie, zblizone w formie do wspolczesnych mu kierunkow neoekspresjonistycznych... 
        Z drugiej strony oddala od nich Korczowskiego fakt, iz jego obrazy az 
        do polowy lat dziewiedziesiatych nie byly figuratywne,a i w najnowszym 
        okresie uzywa on form niejednoznacznych, zaledwie nasuwajacych skojarzenia 
        antropomorficzne. Poczynajac od wczesnego cyklu obrazow "Listy" 
        (od 1980),artysta umieszczal na swych plotnach wyolbrzymione symbole i 
        ideogramy, np: otwarte i zamkniete koperty, rozne typy krzyzy i gwiazd, 
        krztalty piramid, tablic, znakow przypominajacych pismo w roznych alfabetach. 
        We wczesniejszych obrazach czesto wystepuja drobne znaki ukladajace sie, 
        jak pismo, w rownolegle rzedy, nalozone na wlasciwa kopozycje niczym przeslona. 
        W pracach z lat dziewiedziesiatych artysta ukladem form sugeruje kosmiczne 
        pejzaze ( cykl"Planety", 1993), widoki erupcji i plomieni, wreszcie 
        niezidentyfikowane formy organiczne ( cykl "Blekitny" 1997) 
        (...)
 
 
  
 Bernard Point" Korczowski i... paradoksy
 Wstep do katalogu wystawy Korczowski "Sezon Nova Polska 2004" 
        we Francji
 Przekroczyc próg 
        atelier Bogdana Korczowskiego to znaczy niezwlocznie poczuc bardzo stary 
        i prawie zupelnie zapomniany zapach terpentyny. Wchodze, bez watpienia, 
        w zmyslowa rzeczywistosc malarstwa olejnego i wiem, ze zostane nim nasaczony 
        i nakarmiony. Obecnie jest to cos bardzo rzadkiego, mgliscie archaicznego, 
        dla niektórych wrecz calkowicie przestarzalego. Jednakze, gdy zanurzylem 
        sie w tym swiecie, po stwierdzeniu, ze pulapka pokryta kolorami i materia, 
        sie zamknela, poczulem w sobie narastajaca pewnosc, ze wdalem sie w przygode 
        paradoksalnie nowoczesna.Malarstwo Korczowskiego jeszcze zanim zostanie obejrzane, przeanalizowane, 
        obraz po obrazie, tworzy calosc wraz otoczeniem nasyconym jego wlasna 
        materialnoscia. Zbytnie przeladowanie atelier, w którym obrazy 
        ocieraja sie o siebie i czesto nakladaja sie na siebie, komponuje sie 
        w pewien rodzaj instalacji ze skontrastowanych polichromii. Grzezne w 
        samym srodku kipiacej magmy, która nie pozwala ani na odwrót 
        ani nie daje innej mozliwosci wyjscia. Otaczajace mnie sciany wygladaja 
        jak skóra zlozona z zadrapan, z rozzarzonych wybrzuszen, z tajemniczych 
        sedymentacji.
 Niewielka odleglosc dzielaca mnie od scian zmusza mój wzrok do 
        koncentrowania sie przede wszystkim na tym lub innym znaku, formie, malarskim 
        srodku wyrazu, elementach zawieszonych, a zwlaszcza zdjetych wielkich, 
        plóciennych calosci rozpietych na ramie. Wbrew swoim zwyczajom, 
        ogladam jego obrazy przede wszystkim poprzez szczegól, który 
        mnie nagabuje, zeby pózniej poddac sie lekturze bardziej szczególowej, 
        a w koncu sciennej.
 Paradoks Korczowskiego 
        dziala jak wielka katastrofa morska, grozaca mi zatonieciem, zanim znajde 
        deske ratunkowa, mogaca posluzyc mi do konstrukcji tratwy, z której 
        móglbym znowu zobaczyc horyzont. Malarstwo Korczowskiego jest jednym, 
        wielkim, burzliwym plywem, którego nie mozna poskromic, lecz w 
        którym trzeba nauczyc sie plywac. Tak wiec kazdy z osobna przedmiot/obraz 
        broni swojej wewnetrznej przestrzeni w srodku tego wzburzonego oceanu. 
        Zatem, jesli moje spojrzenie robi zblizenie powierzchni plótna, 
        gdyz jedna z jego czesci , jeden z jego krzyzy, jeden z jego trójkatów 
        przyciagnal moja uwage, to po to, zeby mi zostawic swobode pilotowania. 
        Moja interaktywna nawigacja obfituje w przygody na powierzchni lub w metnych 
        badz pólprzejrzystych glebinach substancji malarskiej. Osobliwosc 
        kazdego z obrazów daje sie zauwazyc dopiero w zblizeniu, w ten 
        sposób bliskosc spojrzenia, poprzez swoja wymuszona krótkowzrocznosc, 
        zacheca mnie do wewnetrznej kontemplacji, bardziej metafizycznej niz mistycznej. 
         Inny paradoks Korczowskiego: 
        zdecydowany ekstrawertyk maluje rytualy hermetyczne, gleboko skupiony 
        na wewnetrznym charakterze ich tajemnic. Artysta zapewnia, ze jego twórczosc 
        malarska ma cos z szamanizmu i domaga sie swobody poslugiwania sie 
        wszelkiego rodzaju znakami róznych kultur... krzyzami chrzescijan 
        i gwiazdami Dawida. Inny paradoks to to, ze artysta wydaje sie podawac 
        elementy interpretacji, jednoczesnie zacierajac slady, pozostawiajac mnie 
         nas pozostawiajac  w stanie pomieszania slów, liter, 
        znaków... Jesli komus uda sie rozszyfrowac to pismo, tym 
        lepiej! Korczowski chetnie widzi siebie zdemaskowanego, nawet to 
        pochwala, lecz maluje tylko dla siebie i zamyka sie, uprzednio sie wycofawszy. 
        To malarstwo jest piekielne i ogien, który je podsyca zywi sie 
        nim, zeby je spalic, i ten przeplyw miedzy konstrukcja a destrukcja jest 
        nieustajacy. Twórczosci 
        Bogdana Korczowskiego nie przyjmuje sie jako rzeczy samej w sobie. Oddzialywuje 
        ona na pamiec  malarza  ale równiez ogladajacego dzielo, 
        poniewaz obraz, zdaniem jego autora nabiera wlasnego zycia. 
        Chodzi wiec o drogi skrzyzowane, nosicielki i/lub zlewiska czasów 
        dzielonych i chwil wymienianych. To malarstwo odrzuca jakakolwiek analize 
        formalna, jakakolwiek ograniczajaca klasyfikacje. Trudno jest wybierac 
        wewnatrz tego barokowego swiata... I wtedy wlasnie, tego dnia, pod koniec 
        wizyty, Korczowski pokazuje mi, jako ciekawostke z glebi atelier, swoja 
        Kartonoteke! Odkrywam wiec, zafascynowany, ponad dwiescie 
        kartonów o wymiarach ok. 60 x 80 cm, ustawionych jedne przy drugich 
        i ulozonych jak karty pocztowe w pudelkach po butach. Artysta przerzuca 
        bezceremonialnie, ale równiez z powstrzymywana pasja, te zdumiewajaca 
        ilosc obrazów wykonanych na kartonach pakunkowych, z jeszcze zachowanymi 
        z tylu oryginalnymi napisami. Nieoczekiwanie, objawia 
        mi sie wyraznie wielki glód tego malarza, który naklada 
        naprzemiennie substancje wspaniale rozswietlone i zniszczone zadrapaniami, 
        oslabione przez krwawe zacieki. Akumulacja, obsesyjne przeciazenie, które, 
        warstwa po warstwie, przenikaja sie na wielkich plótnach, znajduje 
        w tych kartonach, doslownie, srodek wyrazu i tworzywo kolekcji, która 
        traktuje o czasie, o pamieci i o przestrzeni. Zadne z tych dziel nie jest 
        opatrzone data, nie pozwalajac w ten sposób na jakakolwiek klasyfikacje 
        chronologiczna. Nowy paradoks u artysty, który zaznacza czas poprzez 
        seryjne gesty zmieniajac jednak ich porzadek przy pomocy, nie poddajacej 
        sie klasyfikacji, obfitosci akumulacji. Tutaj czas i pamiec krzyzuja sie 
        permanentnie i wymieniaja swoje znaki poprzez dzialania przelotne i przypadkowe. Ostatni juz cykl dwudziestu 
        plócien pionowych zgromadzony jest na scianach atelier. Sa one 
        nalozone jedne na drugie, kolejno ukazuja sie niezliczone warstwy malowidel, 
        które, warstwa po warstwie, daja wyraz nowej energii. Substancja 
        malarska plynie, scieka zgodnie z prawem grawitacji, osobliwie obciazona 
        przez ociezale osuwanie sie lub, przeciwnie, wycienczona przez slabe nacieki. 
        Korczowski wydaje sie orac z trudem gleby przesycone blotnistym mulem 
        lub, przeciwnie, kaleczyc gleboko pobruzdzone, jalowe nieuzytki. Ten upór 
        w ranieniu pól z energia oracza, powoduje pokrycie tych równin 
        obfita roslinnoscia. Wskutek przezytego zawrotu glowy, spowodowanego hustawka 
        miedzy horyzontalnoscia a pionowoscia, mam wrazenie, ze przenikam do swiata 
        bogatego w skontrastowane nierównosci, jednakze bez gwaltownosci, 
        bo wyrazanego poprzez liczne i nieustajace dotkniecia pedzli/pasji. Ekspresjonistyczne 
        srodki wyrazu Korczowskiego wciagaja mnie w wir strumienia materii laczacej 
        sie, oferujac mi przyjemnosci zmyslowe lecz zlagodzone przez plomienna 
        rozkosz. I nie jest to najwiekszy paradoks spotkany w twórczosci 
        Bogdana Korczowskiego!
 
  
 Muriel CarbonnetPlanety stad znikly...
 Tekst przetlumaczony z katalogu wystawy w Galerii Nicole Ferry, Paris
 Sa podróze 
        introspektywne, intymne, które nalezy przebyc. Narzucaja sie nam 
        nagle, bezwzglednie, jednoznacznie. I to akurat na calkowitym pustkowiu 
        odnajdujemy sie twarza wobec swiata, wobec siebie. Byc tam, nie byc nigdzie. 
        Bladzenie mentalne. Majaczenia zblakanego podróznika? Trzeba przemierzyc 
        Sahare wewnetrzna, pogodzic sie ze smiercia z pragnienia, zeby zrozumiec 
        rzeczy, sens zycia, swojego zycia. Cierpialem naprawde 
        tworzac te obrazy zwierza sie Korczowski. Sa wrazenia poszukiwane, 
        uczucia zagubienia w przestrzeni bez powrotu lub innego powrotu. Sa bóle, 
        których powinno sie doswiadczyc, niezbedne zbladzenia, cierpienia 
        zbawienne. W ten sposób wlasnie planety odeszly do innych galaktyk. 
        Opuscily galaktyke Korczowskiego. Poszly inna droga, w innym kierunku. 
        Czern i szarosc pokryly lub przycmily swietliste kolory, pomarancze i 
        czerwienie. Znaki, trójkaty, krzyze, kola doskonale znikly pochloniete 
        przez spirale roslinne, pokryte liscmi drzewa zycia udreczonego. Oczyszczajacy ogien 
        calkowicie strawil plótna artysty. Z popiolów odradza sie 
        swiat, który powoli porzadkuje sie na nowo. Fascynacja zaloba, 
        odurzenie nostalgia, upojenie melancholia. Miedzy czarnymi jak wegiel 
        zylami, zwiedlymi kwiatami i powykrzywianymi galeziami pojawia sie, tu 
        i ówdzie, przejscie dla swiatla z oddali. Nadzieja nie znikla. 
        Popychany, potracany, nowy porzadek w stadium powstawania ma ochote sie 
        pojawic.
 
  
 Muriel 
        CarbonnetZmyslowosc roslinna
 Tekst przetlumaczony z katalogu wystawy w Galerii Nicole Ferry, Paris
 Natura jest kolyska 
        wznioslosci i uludy artysty Korczowskiego. Jego sztuka jest jak slowo, 
        które stara sie umiescic na swoim plótnie, które 
        jednak ostatecznie zamienia sie w intensywnie kolorowa malarska mase, 
        zlozona z niezliczonej ilosci kwiatów i zmyslowych paczków. 
        W miare zaawansowania pracy Korczowskiego, paczki rozkwitaja, podnosza 
        sie, wiedna... Ale co on chce nam w koncu pokazac, czego bysmy jeszcze 
        nie widzieli? Byc moze artysta mówi nam o czasie, który 
        mija lub o kobietach, które symbolizuja te intensywna zmyslowosc. 
        Wierutna bzdura: te Kwiaty jeszcze niezdarnie zmiete. Przez zimowy 
        zaczatek paczka. Kobiety wygladzaja sie i eksponuja. To jest wiosna. Na plaszczyznie kosmicznej, 
        Bogdan Korczowski nie moze oprzec sie erotyzacji relacji miedzy czasem 
        a przestrzenia, które feminizuje na te okolicznosc, mówiac 
        w zwiazku z nimi o abstrakcyjnych milosciach, ukazujac czas 
        w nieskonczonym poszukiwaniu kwiatu zwyciezcy, unoszacego 
        sie u wlotu do lozyska przestrzennego, przedstawiajac, na koniec, te dwie 
        abstrakcje jako dwa równolegle lustra, odbijajace swoje obrazy 
        w nieskonczonosc, czyniac zupelnie ulotnymi kwiaty milosci ziemskiej! Przyplyw i odplyw, 
        wdech i wydech... w obrazy Korczowskiego wchodzi sie przez graficzna droge 
        rodna, która odkrywa sie poprzez laczace sie ogrody... czerwone, 
        pomaranczowe, zólte... namietne i obfite. Jego paki, on chce nam 
        je dac dotknac, pomacac. Przebudzenie zmyslów. Zaproszenie do zbierania 
        srodka splotów roslinnych. Odkrycie zmyslowosci wewnetrznej. Bogdan 
        Korczowski nas odurza: unosza nas zmysly, gdy próbujemy zglebic 
        warstwy obrazu, rytmizujace przestrzen zywych kolorów i gwaltownych 
        szarpniec. W ten sposób, jako pojedynczy widzowie, zgodnie z intensywnoscia 
        siatkówki oka, powodujemy zmiany w tym ogrodzie Edenu, ozywionym 
        przez nasze wlasne pragnienia! Spacer inicjujacy...Tam, gdzie jest 
        tylko lad i piekno. Luksus, spokój, i rozkosz.
 
  
 Gaëla 
        Le GrandFototeka Akt rozproszony
 Tekst przetlumaczony z katalogu "Sezon Nova Polska 2004" we 
        Francji
 
 Dzielo jest mozliwe, wrazenie estetyczne uchwytne (chyba, ze chodzi 
        o metafizyke) jedynie poprzez serie i w serii: wizualnej serii fragmentów 
        ciala, uchwyconych masie niewyraznej i nieformalnej calosci cial. Jednakowoz 
        nie ma tutaj mowy o tablicach anatomicznych, cialo, w swojej 
        wybranej czesci, jest przygotowane, ozdobione...
 Na prózno starano 
        by sie sporzadzic mape wyobrazonego zycia malarza, bogactwo jego wyobrazni 
        zbija nas z tropu. Akt jest przesadzony, szczególy sa podporzadkowane 
        ogólniejszemu pojeciu; Bogdanowi Korczowskiemu nie chodzi juz o 
        znalezienie drogi ucieczki spojrzenia, które uczylo by sie odkrywac 
        cialo, obnazac, lecz stara sie ukazac kolizje fragmentów zycia, 
        mowy, rzeczywistosci. Przezywamy anty-katastrofe lub katastrofe na opak, 
        jesli rzeczywiscie to posuniecie polega na pobudzeniu widzenia. Poniewaz 
        to, co bylo do zobaczenia, juz zostalo obejrzane: obecnosc znanych postaci, 
        osób, spuscizn, sladów, inspiracji, malarstwa, warstwy obrazu, 
        która malarz omija, zeby jej nadac inna forme, fragment ciala. 
        Tam, gdzie, w innych seriach, erotyzm, upadek sa zwierciadlami, okiem 
        puszczonym do wielkiego przywódcy duchowego, dekadenckiego maga 
        polskiego, Witkiewicza. Erotyzm, swiat wyobrazen, szalenstwo. Lub pokazanie 
        pozadania bedacego czyms innym niz pozadanie i otoczenie aktu artysty 
        nimbem mrocznego zagla. Polaczenie malarstwa 
        z fotografika, w celu stworzenia nowego srodka wyrazu , szybkosc kliszy 
        fotograficznej wdzierajacej sie do wiecznosci malarstwa, pojmowanego jako 
        skóra dziela... Tam, gdzie ciala sa podzielone na czesci, spojrzenia 
        sa równiez podzielone: seria widziana w calosci (instalacja bedaca 
        suma serii róznych inspiracji, róznych cial), poczawszy 
        od pewnej odleglosci, zaciera sens pojedynczego fragmentu... Temu, kto 
        zblizy sie do poszczególnego obrazu, pozostawiajac z boku swiat 
        seryjny interpretowanego dziela, ukazuje sie fragment nagosci, opanowujac 
        cala przestrzen malarska... Dyslokacja Aktu: nie chodzi juz o cialo kobiety, 
        przedmiot kontemplacji i zachwytu, chodzi o kobiete podzielona na czesci, 
        pokawalkowana, w mnogosci swoich kolejnych odslon, ubran, powabów, 
        chwil, nawet swoich nastrojów, póz... Nie ma twarzy, oczu, 
        bóstwo jest zastepowane przez ikone... Bogdan Korczowski ukazuje 
        niemozliwy do pokazania charakter dystansu, spojrzenia i, w konsekwencji, 
        niemoznosc namalowania twarzy, stworzenia portretu. Wlasnie to nalozenie 
        warstw, smiertelnej/niesmiertelnej, rozpoczyna inwersje form, albo raczej 
        podniesienie - profanacja  nieczystego ciala bóstwa do statusu 
        ikony: niesmiertelnosc Aktu rozproszonego, wiecznosc ciala wyrezyserowanego. Jestesmy u kresu, 
        w nieokreslonym. To, co pozostaje, to sprzecznosc formy, olsnienie: to, 
        w siatkówce oka, obraz tego, co umiera pod spojrzeniem, tego, co 
        jest ponad doczesnoscia ciala, oczywistoscia pragnienia. Nowe cialo stajace 
        sie skora. Nowe malarstwo stajace sie cialem. 
 
 Rafal Solewski" Pomiedzy "
 Tekst opublikowany w Katalogu do dwoch wystaw w 1999 roku: Arsenal w Poznaniu 
        i w Centrum Sztuki Wspolczesnej Solvay w Krakowie
 link 
        do publikacji originalnej Dekada Literacka Krakow 1997, nr 6/7 (130/131) Swiat wartosci stworzony zostal jako kraina jednoznacznych idei. Piekno, 
        dobro czy milosc mialy byc oczywiste, jednoznaczne i czytelne. Od kiedy 
        jednak slaby umysl czlowieka ulegl pokusie rozwazania oczywistej przeciez 
        istoty tych pojec, interpretacyjna zaslona zaklócila dawna bezposredniosc 
        kontaktu, budujac teze, ze kazdy sam decyduje o tym, co piekne i dobre. 
        Dlatego dzis czlowiek bezradnie poszukuje obiektywnej prawdy, zagubionej 
        przez pelna pychy wiare w moc wlasnego umyslu. W szczególnym stopniu 
        dotyczy to piekna. Powolana do eksponowania go sztuka zatracila bowiem 
        gdzies i kiedys swoja role, stajac sie smietnikiem niezrozumialych informacji. 
        Wciaz jednak istnieja artysci i widzowie, którzy przez intuicje, 
        uczucia i estetyczne doznania usiluja piekno odnalezc.Bogdan Korczowski 
        nazywa swe malarstwo abstrakcjonizmem symbolicznym. Wskazuje w ten sposób 
        na dwie drogi, którymi podazajac poszukuje sie wspólczesnie 
        piekna poprzez sztuke. Pracujacy w Paryzu malarz z Krakowa, zarazem artystyczny 
        wedrowiec, sam opowiada o swej obserwacji dotyczacej dwóch róznych 
        sposobów odbioru sztuki. Wspólczesny czlowiek Zachodu szuka 
        przede wszystkim estetycznych wrazen. Dostrzega mianowicie kompozycje 
        obrazu, gre linii i plam, stopniowe przemiany lub kontrasty kolorów. 
        Tymczasem Polacy wciaz chca wyjasniac znaczenie symboli, odczytywac tresci 
        zakamuflowane, jakby wciaz przed kims ukryte, adresowane nie tyle do zmyslów, 
        co do umyslu i uczuc.W malarstwie Korczowskiego dochodzi do spotkania 
        dwóch rzeczywistosci. Juz bowiem same abstrakcyjne kompozycje tworza 
        autonomiczny swiat indywidualnej ekspresji. Olejne farby nakladane sa 
        na plaszczyzne obrazu grubo i gwaltownie. Rzadko pojawiaja sie kropki, 
        prawie nigdy - linie malowane szeroko i jednostajnie. To szybkie pociagniecia 
        pedzlem, wlasciwie nerwowe uderzenia. Czesto farba, nie mieszczac sie 
        juz w nieregularnych granicach plamy zbudowanej bezposrednim dotknieciem 
        pedzla, splywa w dól tworzac naturalny ornament. Plamy i strugi 
        buduja gruba fakture, w której pojawiaja sie wglebienia, rysy i 
        zadrapania, elementy kolejnej - rzec by mozna - plaszczyzny nalozonej 
        na obraz i harmonijnie wchodzacej w sklad struktury dziela. Uderzenia 
        pedzla pozostawiaja slady w postaci podluznych, mniej lub bardziej zakrzywionych 
        plam o zróznicowanym kierunku i zwrocie, najczesciej jednak zgrupowanych 
        w pionowo zorientowane zespoly. Wertykalizm kompozycji podkreslaja wlasnie 
        struzki pozostawione przez sciekajaca farbe. Wrazenie takie rozbija jednak 
        struktura barwna, tworzaca czesto szerokie, nieregularne, poziome pasy. 
        Zderzenie takie poteguje ekspresyjny efekt grubej, pokrytej struzkami 
        i rysami faktury oraz gwaltownego duktu pedzla.Równiez kolor nie 
        uspokaja obrazów. Duza grupa dziel zdradza fascynacje autora ogniem 
        i sloncem. Czerwienie, zólcienie i cynobry wypelniaja "plomienne" 
        ksztalty nieforemnych plam. Na innych obrazach spokojny blekit przemienia 
        sie w rózne odcienie ultramaryny, granatu, czerni i fioletu. W 
        efekcie powstaje chlodne i ciemne, wciaz jednak ekspresyjne napiecie. 
        Te indywidualna gospodarke barwa malarz nazywa wlasnym koloryzmem i opisuje 
        jako formule wypracowana juz podczas swych podrózy i pobytu w Paryzu. 
        Wlasnie bowiem bardziej jako czlowiek Zachodu Korczowski operuje wyrafinowana 
        estetyka malarska. Poszukiwacze doznan wywolywanych przez kompozycje, 
        fakture, kolor i swiatlo, pragnacy odnalezc piekno w sztuce laczacej emocje 
        wyrazu z lekkoscia i wdziekiem kunsztu, znajduja satysfakcje patrzac na 
        formalna wirtuozerie Korczowskiego.Istnieje jednak druga sfera tego malarstwa. 
        Wyszukana bowiem gra elementów formalnych jest w istocie tlem dla 
        symboli. Symboli, których trudna i tajemnicza droga do piekna i 
        prawdy kroczyc przywykl swiat, gdzie ropoczela sie twórcza droga 
        malarza i gdzie artysta formowal najpierw swa osobowosc. To wlasnie w 
        tej krainie Krzyz i Gwiazda Dawida z obrazów Korczowskiego utrzymywaly 
        w owym czasie glebie swych znaczen, utracona w zapamietalej w "postepie" 
        i otepialej przez to cywilizacji Zachodu. Tu takze pojawiajace sie w tytulach 
        obrazów artysty pojecia "Nieba" lub "Edenu" 
        nie staly sie jeszcze literackimi tylko narzedziami, ale oznaczaly prawdziwie 
        istniejaca, choc trudno uchwytna rzeczywistosc. "Upadek aniolów" 
        pozostaje tu wciaz kosmiczna katastrofa zderzeniem piekna i zla, eksplozja 
        która wyzwolila wszechogarniajace plomienie i spowodowala gwaltowny 
        ruch planet, niweczac regularne ich ksztalty. Przyczyny i skutki tego 
        kataklizmu zdaja sie kryc wlasnie pod motywami zmiazdzonych owali i elips, 
        budzacych tak religijno-duchowe, jak i niepokojac erotyczne skojarzenia.Tylko 
        w opuszczonym kiedys przez niedojrzalego malarza swiecie plonacy dom, 
        czapka blazna - glupca, a zarazem przenikliwego wieszcza, czy nietrwale 
        papierowe stateczki byly wciaz symbolami, przez które interpretowalo 
        sie historie, wlasna egzystencje wpisana w dzieje narodu, a specjalnie 
        nawet zywot artysty. Ta umierajaca dzis kraina pozostaje wciaz czescia 
        tozsamosci pracujacego na emigracji malarza. Wola przyznania sie do swoich 
        korzeni ulega wyeksponowaniu kiedy twórca przywoluje Kraków 
        w swych slowach i w swoich dzielach. Litera "K" na obrazach 
        oznacza miasto odkryte wlasciwie po czasie, w pamieci intelektualnej i 
        emocjonalnej, ogladane kiedys oczami kierownika ksiegarni, hipisa wedrujacego 
        miedzy "bunkrem" galerii Biura Wystaw Artystycznych, kawiarnia 
        pod Krzysztoforami, kabaretem w Piwnicy pod Baranami, klubem pod Jaszczurami 
        i kawiarnia Rio. "K" to zatem artystyczna, troche dekadencka 
        atmosfera dziejów Polaków, Zydów, Niemców 
        i Wlochów tkwiacych mimo wszystko w zamknietym kregu sztuki i historii, 
        polaczonych w zdumiewajacym, nobliwym i swawolnym zarazem zwiazku konserwatyzmu 
        i swobody. Ta wlasnie specyfika, decydujaca o ksztalcie nieporadnego troche, 
        lecz uporczywego poszukiwania wspólnego i jedynego piekna przez 
        Kraków, ukrywa sie pod literowym symbolem malarskiej i swiatopogladowej 
        "kolebki" artysty.Wcieleniem artystycznej atmosfery staroswieckiego 
        miasta stal sie w oczach Korczowskiego Tadeusz Kantor. Postawa tego bezkompromisowego 
        w sprawach sztuki twórcy, stala sie dla krakowskiego, a potem paryskiego 
        malarza przedmiotem wyjatkowej admiracji. Korczowski wprost mówi, 
        ze dostrzega w Kantorze wlasnie mistrza artystycznej postawy i wzór 
        tym bardziej godny nasladowania, ze zwiazany ze swoim wielbicielem swoista 
        wspólnota losów: krakowskimi korzeniami, paryska nauka i 
        fascynacja wreszcie niekonczacymi sie podrózami. W slowach mlodszego 
        twórcy "duzo podrózowalem, jezdzilem za moimi obrazami 
        i z moimi obrazami" kryje sie gdzies aluzja do paryskich wypraw niedojrzalego 
        jeszcze zalozyciela Grupy Krakowskiej i do pózniejszych wedrówek 
        teatru Cricot 2. Byc moze nawet bardziej juz "zachodnia" fascynacja 
        postacia i rola poznanego w Ameryce szamana Navajo, który w sztuce 
        ceni wylacznie chwile tworzenia i który pozostawic moze jednego 
        zaledwie ucznia, jest inna forma wiary w postac genialnego i niepowtarzalnego 
        artysty, gloszacego prymat "procesu" powstawania sztuki i gardzacego 
        swymi epigonami. Kultem darzy Korczowski Kantora takze za jego paradoksalna 
        role niedocenianego ambasadora Krakowa i lekcewazonego Stanczyka sztuki, 
        który wciaz podrózujac i wszedzie odnoszac sukcesy, nigdy 
        nie porzucil swego miasta, nie zawsze wdziecznego przeciez za swa artystyczna 
        obecnosc w calym swiecie, mozliwa wlasnie dzieki podrózom Kantora, 
        który - jak mówi Korczowski - w swej walizce wozil ze soba 
        swoja sztuke i swoja rzeczywistosc, a w niej wlasnie Kraków.Siermiezny, 
        "najnizszej rangi" - jakby powiedzial Kantor -walor zuzytego 
        i wyswiechtanego, podrózniczego rekwizytu, czy moze raczej w ogóle 
        sztuki krakowskiego demiurga, stal sie takze bezposrednia juz inspiracja 
        dla sztuki Korczowskiego. Otóz duza czesc obrazów tego twórcy 
        malowana jest na zwyklych kartonach, które podczas wystaw po prostu 
        przybija sie do scian gwozdziami. Zdarza sie takze, ze papierowe stateczki 
        przylepiane sa do kartonu, wchodzac w sklad collage'u, techniki tak lubianej 
        przez Kantora. Wyjatkowa rola tego artysty dla twórczosci i dla 
        swiatopogladu wedrujacego po swiecie paryzanina i krakowianina zarazem, 
        wyeksponowana zostala wreszcie bardzo juz bezposrednio. Korczowski napisal 
        mianowicie list do "Pana K." List zawiera krótkie, lecz 
        celne, wlasne analizy malarsko-teatralnych dzialan Kantora. Przede wszystkim 
        jest jednak wyrazem zalu i gniewu niemal, wypominaniem artyscie jego smierci, 
        jego odejscia w chwili, kiedy - jak zawsze zreszta - jego wizyta w Paryzu 
        tak bardzo byla oczekiwana. Pendant do tej "korespondencji" 
        staje sie cykl "Kartonów dla K"., swoisty hold zlozony 
        wlasna sztuka twórcy, którego odejscie wzbudzilo tak bolesne 
        emocje. Ta wlasnie kartonowa seria pojawila sie wreszcie w Krakowie, by 
        w niewielkiej przestrzeni Galerii Albert Klubu Inteligencji Katolickiej 
        pokazac jedna z niewielu nieznanych jeszcze dziedzin zwiazanych z zyciem 
        i sztuka Kantora. Okazalo sie bowiem, ze ten pozornie nieprzystepny, trudny 
        i konfliktowy czlowiek stal sie mimo wszystko wzorem i inspiracja dla 
        innych artystów, zródlem, z którego jednak mozna 
        czerpac.K to zatem Kraków, Kantor, kartony i wreszcie sam Korczowski. 
        To wlasciwie stworzony przez malarza nowy symbol jego sztuki i jego artystycznej 
        tozsamosci, która choc budowana w oparciu o rózne doswiadczenia, 
        wciaz pozostaje scisle zwiazana z krakowskimi "korzeniami twórcy". 
        Wystawa w Galerii Albert pokazala bowiem posrednio tylko Tadeusza Kantora. 
        Przede wszystkim przedstawila Bogdana Korczowskiego. Jednego z polskich 
        malarzy, którzy decydujac sie na kontynuowanie swej artystycznej 
        drogi poza Polska, znajduja sie pomiedzy dwoma wciaz jeszcze róznymi 
        swiatami. Korczowski dobrze uswiadomil sobie te róznice i stara 
        sie znalezc swe miejsce w przestrzeni rozdarcia. Pozostajac w nurcie twórców, 
        którzy w opozycji do powierzchownej, postmodernistycznej fascynacji 
        pusta formalna gra, usiluja poszukiwac utraconych przez wspólczesna 
        sztuke wartosci. Korczowski, o czym byla juz mowa, odkrywa i eksploatuje 
        swe korzenie. Rezultatem tej inspiracji sa symboliczne motywy, które 
        z kolei wpisuja sie w pelna ekspresji, abstrakcyjna gre ksztaltów 
        i kolorów, co jest wynikiem pózniejszych juz doswiadczen. 
        Ten zwiazek bywa harmonijny, lecz chyba czesciej pojawia sie wrazenie 
        kontrastu, czy nawet pewnego dysonansu. Korczowski uswiadamia bowiem róznice, 
        która wciaz istnieje pomiedzy swiatem symboli a kraina estetycznych 
        doznan. Zarazem laczy i przeciwstawia te rzeczywistosci. Wykorzystuje 
        je, lecz nie daje odpowiedzi, która z nich jest mu blizsza. Rozdarcie 
        bowiem ukazuje nie tylko róznice, lecz takze droge "pomiedzy", 
        która daje szanse ominiecia zaslony interpretacji, smaków, 
        gustów i stylów. Obok zatem formalnego kunsztu i dojrzalej 
        umiejetnosci uzycia znaku, to wlasnie rewelatorskie zderzenie i zbudowana 
        na nim filozoficzna wskazówka staja sie indywidualnymi walorami 
        sztuki i jego drogi ku prawdzie i pieknu.
 
 
 "Zakochany 
        do szalenstwa"Gazeta Wyborcza (Krakow 18.04.1997)
 Wystawa "Kartony dla K", Galeria KIK Albert, Krakow 1997
  Bogdan Korczowski 
        20 lat temu spotkal Tadeusza Kantora i zakochal sie w nim do szalenstwa. 
        W "Liscie do K.", wydrukowanym w folderze wystawy swoich prac, 
        Korczowski pisze o tej oblednej milosci i pietnie, jakie Kantor odcisnal 
        na jego tworczosci.Czesc swoich prac Korczowski prezentuje na wystawie w Galerii Klubu Inteligencji 
        Katolickiej. Mozna tam zobaczyc ponad 30 obrazow namalowanych na tekturze. 
        Nie maja tytulow. Wygladaja, jakby je tepym narzedziem wycieto z jakiegos 
        wielkiego kawalka sciany czy muru. Przypominaja modne w latach 60. kolaze 
        strukturalistow. Niektore maja wysmakowana kolorystyke. Inne przypominaja 
        plaskorzezbione reliefy, naskalne ryty, subkulturowe graffiti, znaki i 
        symbole religijne, rysunki dzieci, a moze ludzi umyslowo chorych. Wiele 
        prac ma swoje zrodlo w slawnych ambalazach i asamblazach Kantora: naklejone 
        papierowe koperty, czapki, statki. Pojawiaja sie na nich zrobione za pomoca 
        szablonow inicjaly Kantora, napisy: "Love Kantor", "Dead 
        Kantor", "Kantor est Mort".
 Nie tresc jednak przykuwa spojrzenie w tych pracach, ale ukryta pod pozorem 
        spontanicznosci i "surowosci" - efektowna elegancja.
 
  
 Monika 
        Polak"Zaszyfrowane listy"
 Gazeta Wyborcza
 Na pietrze 
        poznanskiego Arsenalu wisza wielkie plótna. Niektóre w ramach, 
        inne - wyzwolone z ich objec, z prujacymi sie brzegami i brakujacymi rogami. 
        Pamiatki z dalekich podrózy, zapiski wrazen i tesknot Bogdana Korczowskiego 
        - Polaka mieszkajacego i malujacego w Paryzu.Korczowski (rocznik 1954) studiowal w krakowskiej ASP, a potem w Ecole 
        Nationale Superieure des Beaux-Arts w Paryzu. Z pasja poswieca sie dwom 
        zajeciom: malowaniu i podrózowaniu, które wzajemnie go inspiruja. 
        Wyrusza daleko od zgielku miasta, w krainy przesycone duchowoscia Indian, 
        na wschodzace kolorami wyspy Oceanu Spokojnego, na pola i laki Azerbejdzanu. 
        Na kilkumetrowych plótnach powstaja uklady figur geometrycznych 
        i uniwersalnych znaków: krzyza, gwiazdy, ksiezyca. Warstwy olejnej 
        farby grubo nakladaja sie na siebie, tworzac kontur dla trójkatów, 
        kól, ostroluków. W brazowo-szarym tle zacieraja sie pomaranczowe 
        jezyki ognia, czerwone piramidy, zólte promienie i zarysy skal.
 Uproszczone ksztalty gór, piramid, nieba, wody - nabieraja nowego 
        znaczenia. Sa zapiskami z odwiedzanych rzeczywiscie i w wyobrazni autora 
        miejsc. Przypominaja zaszyfrowane notatki, których kod zna jedynie 
        artysta. Gre w zmienianie znaczen najlepiej widac na przykladzie niewielkich 
        prac na kartonach, eksponowanych w osobnej sali galerii. Rozwieszone blisko 
        siebie tworza jeden wielki wzór, swoistego rodzaju tapete, oblepiajaca 
        sciane. Mieszaja sie ich kolory, nawarstwiaja sie ksztalty, takze uzyte 
        znaki zmieniaja kontekst, ustepuje ich powaga, jak np. w przypadku krzyza. 
        Rozpoznajemy go jako znak przekreslenia, spontaniczny gest malarski, a 
        nie nosnik tresci. Przedmiotom z natury kojarzacym sie z lekkoscia: papierowemu 
        stateczkowi i kopercie na list przypadl do podzwigniecia ciezar brunatnego 
        tla. Obwiedzione czarnymi konturami wzbudzaja posepny, grozny nastrój. 
        Plótna Korczowskiego posiadaja wizualny ciezar. Monumentalnosc 
        kompozycji podkresla podzial na segmenty, w których pojawiaja sie 
        plasko malowane symetryczne ksztalty zajmujace cala powierzchnie obrazu. 
        Statyke figur ozywiaja rozlane plamy, wykonane gwaltownym ruchem pedzla 
        i przezierajace spod nich akcenty bieli, czystej barwy zóltej, 
        czerwonej. Dzieki nim obrazy zyskuja wrazenie swietlistosci i iluzje planów. 
        Na powierzchni plócien mozna dostrzec rózne kierunki prowadzenia 
        pedzla oraz gotowe elementy: kawalki plótna, papieru, samoprzylepne 
        litery, piasek. Tworza ornament, na którym pojawiaja sie tez fragmenty 
        pisma: nieczytelne linie, zamaszyscie kreslone litery czy hieroglify - 
        reminiscencje z miejsc, których historia i tajemnica ukrywa sie 
        pod postacia obrazka.
 Korczowski nie stara sie opisywac ich mistycznego czy magicznego kontekstu, 
        ale przyglada sie postaci graficznej i to ona go inspiruje. Polegajac 
        na intuicji - stwarza znakom nowy swiat..
 
  
 Bogdan Korczowski"Europa szczesliwa"
 Nie nalezy pytac: 
        DLACZEGO, nalezy zadawac pytanie: JAK... Nie: "dlaczego to sie stalo", 
        ale: "jak to sie stalo". Formula jest prosta, ale róznica 
        jest ogromna.Polowe mojego zycia spedzilem w Krakowie, gdzie takie postacie jak Tadeusz 
        Kantor czy niedawno zmarly prof. Wlodzimierz Kunz mieli na mnie ogromny 
        wplyw. Samo miasto Kraków poprzez swój odrebny charakter 
        jest niezwykle pobudzajace do twórczosci. Wielosc kierunków 
        artystycznych, stare i nowe, tradycja i awangarda sa tam tak wymieszane, 
        ze nie sposób zyc bez tej swoistej "szkoly krakowskiej", 
        która jest bardziej zwiazana ze sposobem i stylem bycia niz rzeczywista 
        "szkola". Poza tym kosmomolityczny Kraków jest najbardziej 
        zblizonym do kultury sródziemnomorskiej miejscem w Polsce. A ta 
        kultura sam jestem zafascynowany. Pózniejszy pobyt w Paryzu otworzyl 
        mi techniczna mozliwosc poglebienia mojej wiedzy i glebszej analizy samego 
        sródziemnomorskiego swiata i SWIATLA, które jest nierozlaczne 
        z kolorem, czyli sloncem i poludniem. Malarstwo francuskie, wloskie i 
        hiszpanskie to najwiekszy dorobek w sztukach plastycznych na naszej planecie.
 Sam na sam z obrazem...Obraz, jako dzielo nigdy nie jest "niewinny". Bowiem zawsze 
        "Cos",lub "Ktos" stoi za dzielem. Filozoficzne myslenie 
        jest wartoscia absolutna kazdego dziela,a nie tylko jego "pomysl" 
        czy anegtotyczna realizacja.Móje obrazy hipnotyzuja, przyciagaja 
        wzrok. Te ogromne krzyze, gwiazdy i hieroglify mimo, ze w pewien sposób 
        agresywne, maja w sobie cos pozytywnego. To jest mój stosunek do 
        swiata zewnetrznego i jestem za to absolutnie odpowiedzialny.
 Praca tworcza ma byc pozytywna,w pojeciu "nie-etycznym" bo na 
        tym jest oparty mój wlasny czysto estetyczny stosunek do sztuki.
 Sam na sam...Zyje sie tylko raz. Kazdy dzien jest bardzo wazny. Uwazam, ze jego bogactwo 
        polega wlasnie na glebokiej tolerancji i zrozumieniu róznorodnosci 
        kultur i tradycji. Analiza Europy, która jest niezwykle energetyczna 
        i dynamiczna dzisiaj, ale w niedalekiej przeszlosci czesto przezywala 
        tragiczne momenty, pozwala mi mówic o sobie samym jako artyscie 
        europejskim. Moje znaki sa tym swoistym jezykiem plastycznym, którym 
        sie wypowiadam.
 Tu jest wlasnie moja radosc
 i nadzieja. Jednego tylko nie cierpie: 
        negacjonizmu.
 
 XXI wiek rozpoczal sie tragicznie 11 wrzesnia 2001. Tragedia i dramat 
        byly nierozlaczne przez caly poprzedni XX wiek. Europa Zachodnia zrodzila 
        nazizm, a Europa Wschodnia stworzyla sowietyzm. Trzeba zrobic wszystko, 
        aby podobne tragedie nie rozplenily sie w nowym XXI wieku. Artysta ponosi 
        pewnego rodzaju odpowiedzialnosc za to, co sie dzieje. Przynajmniej w 
        sensie intelektualnym. Samo zaangazowanie jest juz stosunkiem do Sztuki. 
        Sztuka ma byc nosnikiem wartosci uniwersalnych i humanitarnych.
 Artystka Eva Hesse (1936-1970) napisala: "Moja jedyna bronia jest 
        moja Sztuka. Jestem moja Sztuka"...
 
 Zycie jest podróza, a z kolei podróze sa konfrontacja. Podrózujac 
        wypelniam sie przezyciami i wrazeniami, którymi dziele sie potem 
        w pracowni z moimi pracami. Ta inspiracja jest motorem do pracy, która 
        pozwala mi potem podrózowac... Kraków, Paryz czy Nowy Jork 
        sa pewnymi stacjami w tej podrózy. Wielokrotnie bylem na Saharze. 
        Jest to szczególne miejsce do kontemplacji i estetycznej refleksji. 
        Do analizy stanu samotnosci z samym soba? Artysta jest bardzo "sam", 
        kiedy tworzy.
 Sam na sam z dzielem...Wszyscy gdzies sie urodzilismy, a moja szansa bylo to, ze urodzilem sie 
        w Krakowie. Kultura krakowska jako multikulturowa jest od dawna europejska. 
        Od 1970 roku obserwowalem osobowosc krakowskiego artysty Tadeusza Kantora, 
        ale tak naprawde multimedialnosc i uniwersalnosc jego dziela raz pierwszy 
        zrozumialem wiosna 1975 roku na próbach "Umarlej klasy" 
        w Krzysztoforach. Bardziej fascynowalo mnie powstawanie jego koncepcji 
        zycia artysty jako archiwum (np. "Cricoteka"), niz samo jego 
        malarstwo.
 Sam na sam..Staram sie analizowac przezycia artystyczne z innych obszarów, 
        na przyklad nalezacych do Indian z Ameryki Pólnocnej. Po tej podrózy 
        zrealizowalem duza serie obrazów zatytulowana "Szaman". 
        Nie ma to nic wspólnego z aspektem religijnym czy etnicznym. Jest 
        to analiza pewnego innego rodzaju spojrzenia na nasz wszechswiat. Ja sam 
        jestem artystycznym szamanem, komunikujacym sie na swój wlasny 
        sposób ze swiatem. Moze bylem Indianinem lub Eskimosem w Krakowie? 
        Wszystko sie naklada we mnie samym jak warstwy farby na obrazie
 
        Moja twórczosc jest oparta na glebokiej analizie malarskiej w szerokim 
        znaczeniu pojecia "malarstwo", nawet jako instalacja. Nie jestem 
        zwiazany z zadna grupa ani kierunkiem. Doceniam pewnych artystów, 
        ale bardziej z powodu ich nieugietej postawy i obrony wlasnej osobowosci, 
        niz ze wzgledu na ich styl czy technike
 Sam na sam...Artysci czesto nie chca opowiadac o swojej sztuce. Mówia, ze broni 
        sie ona sama, sama odpowiada na wszelkie pytania. Czy to jest wybieg, 
        aby nie ujawnic, "kto" jest za obrazem? Niektórzy nazywaja 
        moja twórczosc abstrakcjonizmem symbolicznym i emocjonalnym. Jest 
        pewna przekora w tym moim "abstrakcjonizmie symbolicznym". To 
        jest jak na ostrzu noza: raz tak, raz inaczej. Jednak jedno jest pewne 
        - moja twórczosc jest rodzajem "zapisu" rzeki obrazów, 
        która ze mnie wyplywa. Pracuje seriami. Wystawilem juz kilkakrotnie 
        zyjaca i rozwijajaca sie ciagle instalacje, zatytulowana "Kartonteka", 
        która sklada sie z okolo 250 obrazów na kartonach róznych 
        formatów. Ta instalacja nie jest zadna ilustracja czegokolwiek. 
        Wszystko, co sie tam dzieje pomiedzy "widzem" i "obrazem", 
        jest wazne. Kazdy ma subiektywny poglad na to, co widzi. Kazdy widzi kolor 
        i forme inaczej. Ja natomiast maluje tylko dla siebie samego, uzywajac 
        wlasnego zestawu pojec estetycznych.
 Sam na sam...Wedlug buddyzmu wszystko jest podporzadkowane prawu przyczyny i skutku. 
        To pozwala zrozumiec pytanie "jak?"
 Sam na sam ze soba.
 
   Kasia 
        Halas" Pijanstwo chromatyczne"
 Tekst napisany po wystawie retrospektywnej w Instytucie 
        Polskim w Paryzu w 1998
 
 "Opowiadam sam sobie historie w nieznanym jezyku, jezyku 
        utworzonym z kolorow, znakow, sladow, materialow, rysunkow. Jesli ktos 
        zdola odczytac czy odcyfrowac to pismo, to tym lepiej. "
 Malarstwo Bogdana 
        Korczowskiego odkrylam na retrospektywnej wystawie w Instytucie Polskim 
        w Paryzu, w 1998 roku. Urzekly mnie od razu te obrazy : plonace, ekspresyjne 
        o ostrych, rozdzierajacych cieplych kolorach...I tez te blekitne, monochromatyczne, 
        wypelnione owalnymi ksztaltami, wylaniajacymi sie jakby zza wielowarstwowej 
        lekko podniszczonej powierzchni. Zafascynowala mnie dyskretna tajemniczosc 
        tych prac, ukryta pod " krzyczacymi " barwami : planety, slonca, krzyze,gwiazdy, 
        plonace piramidy, swiatynie pokryte dziwnymi, jakby nam znajomymi znakami, 
        ale jednak niemozliwymi do odszyfrowania.  Bogdan Korczowski 
        urodzil sie w Krakowie w 1954 roku, z ktorym czuje sie do dzis emocjonalnie 
        zwiazany. W 1978 ukonczyl Krakowska Akademie Sztuk Pieknych, w pracowni 
        profesora Wlodzimierza Kunza. W latach osiemdziesiatych osiedlil sie w 
        Paryzu, w ktorym mieszka do dzisiaj. Tutaj otrzymal dyplom Panstwowej 
        Wyzszej Szkoly Sztuk Plastycznych w pracowni profesora Abrahama Hadada 
        w 1985. W 1988 otrzymal stypendium Fundacji Pollock-Krasner w Nowym Jorku, 
        do ktorego wielokrotnie powracal. W Paryzu zwiazany jest z Galeria Nicole 
        Ferry, w ktorej regularnie wystawia od 1991 roku, a Instytut Polski juz 
        trzy razy zorganizowal jego wystawy indiwidualne. Korczowski mial okolo 
        60-ciu wystaw indywidualnych w roznych krajach. (USA,Francja,Polska,Wlochy,Szwajcaria.) 
         Mimo ogolnej tendencji 
        sztuki wspolczesnej do eksperymentowania nowych technik, Korczowski pozostaje 
        od poczatku wierny najbardziej tradycyjnej materii : malarstwu olejnemu. 
        Roznokolorowe farby grubo i nieregularnie pokrywaja plotno. Artysta naklada 
        je gwaltownymi, spontanicznymi pociagnieciami, jakby wynikajacymi z impulsow 
        wewnetrznych, potegujacymi wrazenie ekspresji obrazu. Czesto nadmiar uzytej 
        farby splywa po powierzchni obrazu, tworzac pionowe, chaotyczne i nieregularne 
        linie. Te "nieprzewidziane " strugi pogrubiaja jeszcze gesta, zawiesista 
        fakture plocien. Plaszczyzny barwne zyja wlasnym zyciem, faluja, migocza, 
        emanuja wewnetrzna energia. To wlasnie kolor, czesto agresywny, a jednoczesnie 
        subtelny i delikatny, dobrany z niezwykla intuicja, pozostaje glownym 
        zagadnieniem tych obrazow, swiadczac o kolorystycznej wrazliwosci artysty.  Paryska krytyczka 
        sztuki Muriel Carbonnet, piszac o malarstwie Korczowskiego, nazywa je 
        " prawdziwym chromatycznym pijanstwem "2 .Jego nastrojotworcze barwy, 
        ich ekspresywnosc i dynamizm, sprawiaja, ze abstrakcyjny koloryzm artysty 
        nabiera wymiaru emocjonalnego. Niektore z jego obrazow, dzieki ciekawym 
        zestawieniom barw i wrazeniu przestrzennosci jakie wywoluja, stwarzaja 
        w nas uczucie bezposredniego kontaktu z natura. Zachlystujemy sie intensywnoscia 
        i roznorodnoscia plaszczyzn kolorystycznych, przymruzamy oczy z nadmiaru 
        emanujacego z obrazow swiatla, czujemy prawie fizycznie cieplo plonacych, 
        goracych pomaranczow i czerwieni. Jego plotna sa zdecydowanie abstrakcyjne, 
        nawet te, pozbawione tytulow, (ktore sugeruja ich interpretacje), moga 
        byc prawidlowo odczytane przez widza. Ich klimat i kolorystyka pozwalaja 
        nam " wtopic sie " w tajemniczy swiat stworzony przez artyste i znow przez 
        chwile stanowic jego nierozlaczna czastke.  Czasami Korczowski 
        nadaje swym obrazom tytuly, zreszta bardzo sugestywne i dzialajace na 
        wyobraznie: Historia nieba, Upadek Aniola, Kwiat Wulkanu, Magia, Szaman, 
        Planety, Piramida, Dowod prawdy, Znaki. Zmieniajace sie uklady kolorow, 
        ich relacje wzgledem siebie przemawiaja do nas, rozbrzmiewajac echem starych, 
        czesto tajemniczych cywilizacji : Egiptu ? Mezopotamii ? Izraela ?Polnocnej 
        Afryki ? Korczowski stwarza swoj wlasny swiat, w ktorym mieszaja sie rozne 
        kultury i ich tradycje z zywiolami naturalnymi : ogniem, woda, ziemia, 
        niebem, a wszystko nieustannie porusza sie, kierowane nieznana, wszechobecna 
        sila : owalne masy kosmiczne przesuwaja sie ciezko, litery nieznanych 
        alfabetow wylaniajacych sie z przeszlosci tancza, planety kreca sie wokol 
        wlasnej osi… W tym stworzonym przez siebie swiecie, artysta odwoluje sie 
        do archetypow kulturowych, do dawnych systemow pismienniczych. Nagromadzone 
        konstelacje znakow czesto nie calkiem zrozumialych, umozliwiaja naszej 
        wyobrazni podroz w dalekie, obce, a zarazem dziwnie znajome obszary. Sypkie, 
        jakby przypadkowo rozrzucone uklady rysunku nasuwaja porownanie z pisaniem 
        patykiem na plazy ; istotnie Korczowski czuje sie jak szaman kreslacy 
        znaki na piasku, ktorego dziela wymazuje natura ; i dla niego najwazniejszy 
        jest moment tworzenia…On sam maluje dla siebie, jest to jego sposob odkrywania 
        siebie, komunikacji ze soba samym, w ktorej wrazliwy odbiorca moze uczestniczyc.  " Malarz to ktos, 
        kto wyraza ulamki rzeczywistosci, jakie przechodza mu przez mysl. I nie 
        chodzi tu o ilustracje rzeczywistosci : wielu artystow ilustruje terazniejszosc, 
        przeszlosc lub przyszlosc. Jestem czarownikiem mych mysli… W malarstwie 
        otaczaja mnie moje wlasne znaki. "  Korczowski w poszukiwaniu 
        inspiracji przemierza kule ziemska. Fascynuje go kultura srodziemnomorska,mistyka 
        roznych wykopalisk, mentalnosc Indian z Ameryki Polnocnej, szamanizm, 
        Newada, Arizona, pustynie i lancuchy gorskie. Niezwykle wrazliwy na kolory 
        otaczajacej go natury, zmieniajace sie pod wplywem swiatla, stwierdza 
        : " Pragne swiatla, zawsze roznego, zmieniajacego sie, ktore nigdy nie 
        bedzie jednakie. To wlasnie dlatego jestem zafascynowany miejscami na 
        pustyniach na drugim koncu swiata, gdzie znajduje elementy potrzebne mojej 
        sztuce. Polyskowi bieli moze sie tylko rownac w Deatch Valley cisza, ktora 
        ja otacza. Blekit nieba na poludniu jest tam prawie czarny, taki, ze mozna 
        tam zobaczyc gwiazdy. Mozna by pomyslec, ze sie powrocilo do dnia Stworzenia 
        Swiata. "Czesto na powierzchni tych swietlistych obrazow pojawiaja sie 
        fragmentaryczne, delikatne przyczernienia, majace swiadomie prowokowac 
        wrazenie przyspieszonego starzenia sie dziel. Moze w ten sposob artysta 
        ulatwia nam podroz do przeszlosci, do odleglych ciwilizacji ? A moze dzieki 
        temu obrazy te jako swiadectwo przeszlosci zyskuja na wiarygodnosci ? 
        Korczowskiego bowiem fascynuje kwestia czasu, przemijania i relatywnosc 
        rozumienia go. I tu powracamy do fascynacji artysty kultura Indian, o 
        ktorej tak chetnie sam opowiada : narod ten postrzega czas w diametralnie 
        inny od nas sposob ; jest on dla nich wartoscia stala, wiecznoscia. Uplyw 
        czasu jako taki nie istnieje i czasami zmuszeni do zycia w zamknieciu 
        odbieraja sobie zycie, majac inna swiadomosc przemijania.  Spojrzmy na obraz 
        z serii Piramidy zatytulowany Wieza Babel. Nasz wzrok przyciaga niezwykle 
        barwna wrazliwosc powierzchni, pokryta ledwie widocznymi znakami, jak 
        nieznanym " pismem ", czesciowo zatartym przez czas. Plotno wypelnia duzy 
        ksztalt na podobienstwo trojkata, pnacy sie ostro ku gorze, ku plonacemu, 
        krwistemu niebu. Uderza przeciazenie dolnej partii obrazu ekspresja srodkow 
        malarskich : trzy zroznicowane kolorem szpiczaste formy, ustawione jedna 
        kolo drugiej, kieruja nasze spojrzenie na gorna czesc kompozycji. Plotno 
        dominuje struktura wertykalna. Calosc utrzymana jest w ciezkich czerwieniach, 
        brazach i gdzie niegdzie przeswitujacych niesmialo zolciach i zgaszonych 
        pomaranczach.  Christian Forestier, 
        paryski krytyk i marszand malarza pisze o nim : " Jest Kozakiem, krwiozerczym 
        Tatarem, ktory sam pokluty jak rzeszoto, wykrwawia swoje puszki i tuby 
        oleju na plotna sluzace mu do jego spontanicznych obrzedow. "5 Wirtuozeria 
        kolorystyczna Korczowskiego pozwala mu na stosowanie zarowno ostrych, 
        krzyczacych zestawien barwnych, jak i wykorzystanie do maksimum jednej 
        tonacji ; sprawia tez, ze kolory mienia sie wlasnym swiatlem, zyja wlasnym 
        zyciem, niezaleznie od ograniczajacej je formy , bo jednak jest to malarstwo 
        pogodne, powiedzialabym nawet radosne, pelne optymizmu, emanujace nieokielznana 
        ciekawoscia artysty do otaczajacego go swiata.  Pomimo wieloletniego 
        pobytu za granica, Korczowski czuje sie zwiazany emocjonalnie z Polska, 
        a wlasciwie szczegolnie ze swoim rodzinnym miastem Krakowem. " Jestem 
        na wycieczce artystycznej, nigdy nie opuscilem Krakowa ", oswiadcza w 
        rozmowie jaka prowadzimy w jego uroczej, wypelnionej slonecznym swiatlem 
        pracowni, z ktorej rozciaga sie widok na dachy Paryza. Na serii obrazow 
        namalowanych na kartonach pojawia sie litera " K " oznaczajaca miedzy 
        innymi Krakow, miasto, ktore tak wiele znaczy dla artysty, ze swoja szczegolna, 
        troche dekadencka atmosfera artystyczna, ze swymi teatrami, jazzem i malutkimi 
        kawiarenkami, w ktorych dyskutuje sie do rana. " Urodzilem sie w srodkowej 
        Europie, pochodze z malego kontynentu wielu kultur " stwierdza Korczowski 
        ŕ propos swojego miasta, od wiekow kosmopolitycznego, przesiaknietego 
        tradycja.  Ucielesnieniem tej 
        specyficznej, krakowskiej atmosfery jest dla malarza jego mistrz duchowy 
        Tadeusz Kantor, ktory pomimo licznych sukcesow na swiecie, nigdy swego 
        miasta nie porzucil : " Jestem urzeczony jego sztuka, poniewaz pamiec 
        i przeszlosc byly dwoma obsesyjnymi wymiarami w jego pracy ". Kantorowi 
        poswiecil Korczowski serie swoich dziel, zatytulowa :" Kartonteka" 
        , wykonanych w latach dziewiedziesiatych. Tektury te pokrywa nakladana 
        grubymi warstwami olejna farba, ktora, tak jak na plotnach, splywa szerokimi 
        " strumieniami ", dajac wrazenie pewnej zamierzonej przez malarza przypadkowosci. 
        Gdy obrazy oglada sie z bliska, ich powierzchnia wyglada jak skorupa usiana 
        wulkanicznymi kraterami. Gdzieniegdzie, fragmentami, wylania sie spod 
        farby nagi, surowy, brazowawy karton, czesto zagiety, lub przedziurawiony, 
        co mimowolnie poteguje ekspresje kompozycji. Sporadycznie na powierzchni 
        obrazow pojawiaja sie elementy trojwymiarowe, np. papierowe stateczki, 
        tworzac rodzaj collage'u, ulubionej techniki Kantora. Te dziesiatki kartonow 
        wystawione razem sa kontrastowe, a czesto zaskakujace zestawienia rozbijaja 
        jednosc kompozycji tego swoistego "muru"prac. Katalog wystawy tej instalacji 
        rozpoczyna poetycki list Bogdana Korczowskiego do Kantora, ktory jest 
        rodzajem holdu zlozonego artyscie po smierci w 1990 roku: " Stal sie Pan 
        idea nosiciela Milosci w Krolestwie smierci, zwanym Pamiecia. Ktos powiedzial, 
        ze niewazne, czy Pan zyje, czy nie i tak nalezy Pan do Przeszlosci."  Rafal Solewski, krytyk 
        z Krakowa, umiejscawia artyste " pomiedzy " (tytul artykulu w Dekadzie 
        Literackiej) dwiema kulturami : polska, przesiaknieta charakterystycznymi 
        dla niej, uwarunkowanymi historycznie symbolami emocjonalnymi, i zachodnia, 
        bardziej formalna, a przede wszystkim konceptualna : " Wspolczesny czlowiek 
        zachodu szuka przede wszystkim estetycznych wrazen.Dostrzega mianowicie 
        kompozycje obrazu, gre linii i plam, stopniowe przemiany lub kontrasty 
        kolorow. Tymczasem Polacy wciaz chca wyjasniac znaczenie symboli, odczytywac 
        tresci zakamuflowane, jakby wciaz przed kims ukryte, adresowane nie tyle 
        do zmyslow, co do umyslu i uczuc.(…) Korczowski uswiadamia roznice , ktora 
        wciaz istnieje pomiedzy swiatem symboli, a kraina estetycznych doznan. 
        " On sam nazywa swoje malarstwo abstrakcjonizmem symbolicznym i emocjonalnym. 
        O atrakcyjnosci obrazow Korczowskiego stanowi szalone, nieokielznane bogactwo 
        form. Jego sztuka nie pozostawia nikogo obojetnym, przyciaga wzrok jak 
        magnes, hipnotyzuje, zaprasza do podrozy w krolestwo kolorow i tajemniczych 
        znakow, do fascynujacej drogi w nieznane.  Zakoncze ten artykul 
        wypowiedzia Tadeusza Kantora, mistrza duchowego Korczowskiego : " Sztuka 
        dzisiejsza, jak zycie, wciagnieta jest w sens, ktorego nigdy do konca 
        nie znamy. Obserwujemy jego ruch, ktorym do pewnego stopnia mozemy racjonalnie 
        kierowac. Ten ruch, dzialanie, sztuka dzisiejsza stara sie - nie zapisac 
        - stara sie byc jego wynikiem. Tu juz nie ma mowy o jakiejkolwiek imitacji, 
        imitacji przedmiotu czy imitacji wyimaginowanej rzeczywistosci. Obraz 
        staje sie sama tworczoscia i manifestacja zycia, jego przedluzeniem. " 
 
 Marianne 
        Boiléve"Malarstwo 
        jest barwa czasu"
 Fragmenty rozmowy opublikowanej w EXIT nr 2 (34) 1998 i w katalogu do 
        dwoch wystaw w 1999 roku, w Arsenale w Poznaniu i w Centrum Sztuki Wspolczesnej 
        Solvay w Krakowie.
 Bogdan Korczowski 
        nie maluje obrazów, tworzy swoista kosmogonie. Jego plótna to planety, 
        gorace lub zimne, utworzone z krwi, ognia, popiolów. Wszystkie emanuja 
        tajemnica, zagadka, która ów artysta-szaman stara sie rozszyfrowac dla 
        swych wspólczesnych.Calosc jego dziela opiewa to, co zdaje sie mozliwe, 
        jest hymnem na czesc zycia, urywa glowe hydrze bólu. Korczowski pracuje 
        nad swymi plótnami tak, jakby uprawial jalowa role, zaglebia sie bez przerwy 
        w poklady pamieci i wydobywa z niej to, co istotne. Wychodzac z ograniczonej 
        skali barw, igra z przezroczystoscia i jej przeciwienstwem, z zarem kolorów, 
        wstrzasa stopniami nasycenia i tak udaje mu sie obdarzac swe obrazy zdumiewajaca 
        sila witalna. -  - Niektóre z twoich 
        obrazów przypominaja ciala niebieskie. Skad to zainteresowanie kosmosem?  Wiekszosc obrazów 
        tej serii zawiera ksztalty spiczaste, piramidy,gwiazdy… Natomiast w moich 
        pracach na papierze wiele jest ksztaltów owalnych. Ale wszedzie jest tam 
        jakis skrawek nieba. Mam swoista obsesje spiczastych form, jak równiez 
        gór siegajacych nieba, chmur, rownoczesnie pociaga mnie tez blekit nieba 
        ze sloncem lub niebo nocne z gwiazdami. Ogólnie mówiac, wszystko jest 
        spiczaste na niebie, a zaokraglone we wszechswiecie, bo wszechswiat sam 
        w sobie jest okragly. Nawet w najglebszych sondazach wszechswiata, stawiajac 
        pytania "gdzie jest jego koniec", dochodzimy do wniosku, ze wszystko " 
        kolem sie toczy ". Wszechswiat jest prawdopodobnie kula. Przeszlosc, terazniejszosc, 
        przyszlosc istnieja w tym samym czasie. Kurt Vonnegut, jeden z najwiekszych 
        wspólczesnych pisarzy amerykanskich, powiedzial kiedys o malarstwie: "wystarczy 
        zobaczyc milion obrazów, by juz nigdy sie nie pomylic". Tak, to prawda,ale 
        najpierw trzeba zobaczyc ten milion obrazów ! Powiedzial tez cos nadzwyczajnego 
        o czasie. Dla niego czas jest czyms bardzo stalym, czyms jak góry.Patrzymy 
        na taki lancuch górski i to jest "czas", ale nasza wlasna percepcja 
        "czasu" jest bardzo ograniczona,to znaczy jesli spojrzymy na 
        ten sam lancuch gór poprzez pudlo z kartonu umieszczone na glowie z dwiema 
        dziurkami dla oczu, zobaczymy tylko skrawek tych samych gór. Czas jednak 
        jest staly. Totez w obrazach staram sie pokazac te stalosc i trwalosc 
        czasu. Widac na nich przemijanie czasu, choc równoczesnie czas jest w 
        nich ustalony.... Jest zapisany. - W jaki sposób?  Najistotniejszy moment 
        twórczosci - moze on trwac nieraz kilka sekund, minut lub godzin - jest 
        w istocie uwieczniony, poniewaz zostal utrwalony w plamie, ksztalcie, 
        w naturalnym przesunieciu materii, w cieniu. Równoczesnie, w cyklach moich 
        obrazów wiele jest przyczernien. Nawet w najswiezszych obrazach staram 
        sie stworzyc wrazenie przedwczesnego starzenia sie. Niewazne jest, czy 
        obraz liczy trzy dni czy dwadziescia lat. Za to nalezy zawsze w nim odczuc 
        ukryty gdzies czas. W takiej chwili, odnajdujemy nasze miejsce w zyciu, 
        gdzie los kazal nam sie u rodzic i zyc w zgodzie z pewnymi prostymi lub 
        spiczastymi liniami wszechswiata. To wlasnie mnie fascynuje. Czas, który 
        przemija, który nas otacza, to doprawdy cos niezwyklego. Zachodzace slonce 
        to wspanialy widok.... Ale za chwile juz go nie ma. Ja jednak uchwycilem 
        ten moment. - Twierdzisz, ze masz 
        niemal obsesyjna pamiec rzeczy. I rzeczywiscie pamiec stale wpisuje sie 
        w twoje obrazy. Mówisz, ze chcesz utrwalac czas, ale czy nie chcesz równoczesnie 
        utrwalac pamieci? I znaki, jakie wystepuja na twych obrazach, czy nie 
        staja sie one w równym stopniu metaforami tej pamieci?  Wszystkich nas otaczaja 
        znaki. Malarstwo jest jedyna absolutna wartoscia w estetyce widzenia. 
        Znaki istnieja we wszystkich obrazach od zawsze, poczynajac od rysunków 
        naskalnych pierwotnego czlowieka w glebi grot.Malarstwo to ciagle ta sama 
        historia. Malarz to ktos, kto wyraza ulamki rzeczywistosci, jakie przechodza 
        mu przez mysl. I nie chodzi tu tylko o ilustracje rzeczywistosci: wielu 
        artystów ilustruje terazniejszosc, przeszlosc lub przyszlosc, ale na ogól 
        twórczosc malarska ma w sobie cos z szamanizmu. Jestem jakby czarownikiem 
        moich mysli. W moim malarstwie otaczaja mnie moje wlasne znaki. Oczywiscie 
        znaki te zwiazane sa z nasza kultura. Urodzilem sie w srodkowej Europie, 
        pochodze z malego kontynentu wielu kultur.Na przyklad:krzyze i gwiazdy 
        Davida sa to znaki z naszych kultur. Jesli chodzi o mnie, to wolno mi 
        uzywac wszelkich znaków...  - A jednak wewnatrz 
        obrazów istnieje obiektywna konstrukcja czegos stalego. Twe prace obejmuja 
        okresy, wystepuja w seriach, a mimo to kazdy obraz zawiera pewne oddzielne 
        znaki, takie jak hieroglify, planety, wyciskanie z tubki.Wszystkie one 
        sa znakami tworzacymi razem równowage twego malarstwa, cos subiektywnego, 
        co umieszczasz na plótnach ze staloscia obsesji... Oczywiscie, ze tak. 
        W tym jest obsesja i subiektywizm, poniewaz to wychodzi ze mnie. W swej 
        pracy nie jestem wykonawca zamówien. Tworze dzielo calkowicie wlasne, 
        bardzo subiektywne. Prowadze dialog z samym soba, moja sprawa jest zatem 
        komunikowanie sie z soba. To komunikowanie sie jest bardzo abstrakcyjne. 
        Otacza mnie swiat wewnetrzny, który niejednokrotnie pozostaje w oderwaniu 
        od rzeczywistosci. Stad powtórzenia, poniewaz to mój mózg i moja reka 
        "pisza" owe kolory. Pismo tego rodzaju jawi mi sie jako rodzaj monologu. 
        Opowiadam sam sobie historie w nieznanym jezyku, jezyku utworzonym z kolorów, 
        znaków, sladów, materialów, rysunków. Jesli ktos zdola odczytac czy odcyfrowac 
        to pismo, to tym lepiej! -  - Twoje atelier zawalone 
        jest obrazami, nieraz pracujesz równoczesnie nad kilkoma plótnami. Chcialabym, 
        bys nam powiedzial, jak wyglada twoja praca. Gdy pracujesz równoczesnie 
        nad kilkoma plótnami, odnosi sie wrazenie, ze spelniasz jakies pilne zadanie, 
        tak jakbys obawial sie, ze nie starczy ci czasu powiedziec wszystkiego...  Istnieje pilnosc 
        absolutna, poniewaz kazdy musi umrzec. Czlowiek jest jedyna istota, która 
        wie, ze musi umrzec. Pragnalbym, by mój ostatni obraz pojawil sie jak 
        najpózniej, nie mam czasu do stracenia. Równoczesnie jednak jestem bardzo 
        leniwy. I ciagle robie duzo rzeczy, by przekonac samego siebie, ze leniwy 
        nie jestem. Nieraz obracam na wszystkie strony sam pomysl jakiegos obrazu 
        lub malarskiej opowiesci tak, ze az pekam, i to w takiej chwili rzucam 
        sie do pracy z szalem i energia. Nie potrafie powiedziec, czy obraz, który 
        zaczynam w czerwieni, skonczy sie w czerwieni. Moze skonczy sie w blekicie. 
        Na ogól jednak potrafie panowac nad obrazem do samego konca. Sam obraz 
        narzuca mi pewna dyscypline, ma swe wymagania. Pomiedzy plótnem, pedzlami, 
        farbami i mna samym powstaje dialog wyrazajacy sie w gestach, ruchach, 
        w kilku wymiarach równoczesnie. To nie jest zwyczajnie to cos, co sie 
        dzieje miedzy mózgiem, reka, pedzlem i farbami. Jest jeszcze czwarty, 
        piaty szczególny wymiar, który mozna okreslic jako przypadek, magia. Moje 
        cale zycie jest podróza. Gdy mialem 15 lat, odkrylem w sobie powolanie 
        do malarstwa. Wówczas, wyobrazalem sobie malarza jako wiecznego podróznika. 
        Ciekaw bylem swiata wokól mnie. Nie potrafie zyc bez podrózy, z góry mysle 
        o kazdej z nich. Ciekawosc podrózy pobudza mnie. I wlasnie to podrózowanie 
        zwiazane jest we mnie z pamiecia. Cale zycie codzienne tez jest pamiecia. 
        Gdy podrózujemy, jednak czynimy wszystko inaczej. Musimy przyswoic sobie 
        odmienny rytm. I w takich chwilach równiez nasza percepcja staje sie rózna.  - Twoje obrazy, skladajac 
        sie z plótna i farby, sa zarazem zbudowane z materii, która nazywa sie 
        pamiecia.  Tak, to materia plastyczna. 
        Nie mówie tu o manipulacji, to zupelnie inna sprawa. Pamiec wybucha w 
        pewnych wspomnieniach. Wzruszyly mnie zdjecia przeslane z satelity, które 
        ukazywaly chmury i burze na naszej planecie. Widac bylo cyklon. Dla mnie 
        bylo to twórcze odkrycie, cos jak odkrycie Galileusza obecnosci gór na 
        Ksiezycu. Oczywiscie, wszystko to istnialo na dlugo przed Galileuszem, 
        i na dlugo przede mna. Tak to docieram do pewnego momentu, gdzie moja 
        obecnosc w nim jest w pewnym sensie tragiczna, poniewaz nie ma ona zadnego 
        znaczenia... - Kilka z tych cykli 
        stanowi hold wobec innych, mianowicie wobec Tadeusza Kantora, Galileusza. Moim mistrzem duchowym 
        jest rzeczywiscie Tadeusz Kantor. Pokazal mi jak trzeba postepowac, by 
        byc artysta. Bylem urzeczony jego sztuka, poniewaz pamiec i przeszlosc 
        byly dwoma obsesyjnymi wymiarami w jego pracy. Dla niego zycie to rodzaj 
        smietnika. Otóz w tym smietniku skrywa sie skarb ludzkosci. Jesli chodzi 
        o Galileusza to byl on magikiem, który przemienil sie w wielkiego uczonego. 
        Uczynil wszechswiat mniej swietym przez to, ze odkryl góry, pyl i kamienie 
        na ksiezycu. W ten sposób przywrócil Ksiezyc reszcie wszechswiata. Pokazal, 
        ze nasz Ksiezyc nie rózni sie tak bardzo od naszej Ziemi, ze podobny jest 
        do wielu innych wokól naszego wszechswiata... - W jakich stosunkach 
        pozostajesz obecnie z Polska, a szczególnie z Krakowem?  Po wielu latach nieobecnosci 
        odnosze wrazenie, ze nigdy nie wyjechalem z Krakowa. I to dzieki tej pamieci, 
        towarzyszacej mi w podrózach, ciagle pozostaje na ulicach Krakowa. W tym 
        wyraza sie dobra strona naszej przeszlosci. Miejsce urodzenia pozostaje 
        dla nas bardzo wazne. Staje sie ono bodzcem w zyciu. Mialem szczescie 
        odbyc swa pierwsza edukacje artystyczna w krakowskiej ASP. A poza tym 
        to miasto jest bardzo sródziemnomorskie, jedyne w Polsce. W ciagu wieków 
        Kraków pozostawal miastem kosmopolitycznym, wielo-kulturowym. I to jedno 
        z niewielu z miast w Europie srodkowej, które tak silnie i gleboko zachowalo 
        slady swej przeszlosci. Podróz do Krakowa to jak podróz do Wenecji czy 
        Florencji, chodzac po ulicach zaglebiamy sie w przeszlosc. Gdziekolwiek 
        spacerowalem na swiecie, zawsze mialem wrazenie, ze przechadzam sie po 
        ulicach Krakowa. Lubie ten lancuch laczacy rzeczy, kazde miejsce jest 
        ogniwem w tym lancuchu. I wydaje mi sie, ze moja obsesja na punkcie materii 
        tez bierze sie z tego, ze urodzilem sie w Krakowie. Urodzilem sie w murach 
        miasta, które czci swe korzenie, w resztkach swej przeszlosci.  - Duzo mówisz o przeszlosci, 
        a malo o przyszlosci...  Jak powiedzial Hrabal 
        "What will be must be". Przyszlosc nadejdzie sama, nieuchronnie. Jedynie 
        pracujac w terazniejszosci i baczac na nasza przeszlosc mozna tworzyc 
        i kontrolowac przyszlosc w sposób pozytywny.  - Jestes fatalista?  Realista. Ogarnia 
        mnie przerazenie, gdy mysle o tym wszystkim, co ludzie robia, by zniszczyc 
        przyszlosc ludzkosci. 
 Wszystkie 
        materialy na stronie internetowej Korczowski chronione sa prawami autorskimi.Zadna praca nie moze byc reprodukowana, kopiowana, przechowywana, przetwarzana, 
        albo uzyta w calosci lub czesci, bez pisemnej zgody.
 Wszystkie prawa zastrzezone.
 Korczowski Copyright©
 All materials appearing in this Korczowski web site are under protection 
        of international copyright laws.
 No painting may be reproduced, copied, stored, manipulated or used whole 
        or in part of a derivitive work, without the written permission of Korczowski.
 All rights reserved.
 Korczowski Copyright©
 home page
 |