W
Krainie
Symbolu
Bogdan Korczowski nie maluje obrazów, tworzy swoistsa kosmogonię. Jego plótna to planety, gorace lub zimne, utworzone z krwi, ognia, popiolów. Wszystkie emanuja tajemnica, zagadka, która ów artysta-szaman stara się rozszyfrowac dla swych wspólczesnych - mówi o obrazach artysty francuski krytyk Marianne Boileve. Barwne, ogniste i zywe obrazy Korczowskiego odwoluja się do kategorii czasu: jego przemijania, trwania w pamięci i odciskania się na plaszczyznie plótna. Artysta nazywa swe malarstwo abstrakcjonizmem symbolicznym gdzie za pomoca znaków stara się opowiadac o stalosci czasu, która odczuwa. W tym celu bada przeszlosc, sięga do korzeni, az do poczatków wlasnego zycia i odebranego wyksztalcenia w swej duchowej stolicy - Krakowie. Dalekie podróze poszerzaja zbiory jego symboli, choc nie zawsze moga byc przez niego odczytane. Podczas wyprawy do swiętych miejsc poludniowo-amerykanskich Indian Korczowski natkna się na mury wypelnione ornamentem. Te rysunki odzwierciedlajace porzadek swiata mógl odczytac jedynie szaman. Artysta z Europy wyobrazil sobie jednak opowiadane przez nie historie. Ogladanie jego obrazów to przemierzanie dróg zagadkowej trwalosci istnienia pojęc czasu i symbolu w pamięci. Zaszyfrowane
Listy Korczowski jest malarzem podróznikiem, nie pielgrzymuje jednak do muzeów i galerii. Wybiera miejsca specyficzne i w jego mniemaniu autentyczne - Maroko, Tunezje czy Amerykę Polnocna, pustynie i lańcuchy górskie daleko na Wschodzie i na Zachodzie, wszędzie tam, gdzie granice państw się zacieraja. Gdzie do glosu dochodzi natura i jej prawa bliskie mitologii, tradycji czy obrzędowi. Korczowski chętnie udaje się do krajów orientalnych i szukajac autentyzmu zycia, wychodzi poza turystyczny szlak, gdzie kończa się mity o pięknie i dobrobycie, gdzie kilkuletnie dzieci nosza na plecach swoje rodzeństwo, gdzie zycie uzaleznione jest od czyjes laski lub nielaski, od laski i nielaski pogody. Dotarcie „donikad” w przepoconej koszulce i zabloconych wojskowych butach jest dla niego inspirujacym przezyciem. Odkrywa miejsca dawno odkryte, ale robi to z wrazliwoscia i dociekliwoscia naukowca, wkladajacego palec w skalna szczelinę. Interesuje go symbolika i atmosfera miejsc. Pod jej wplywem maluje, staczajac walkę z plótnami, deskami, papierami i kartonami. Jego obrazy sprawiaja wrazenie, jakby przeszedl po nich huragan: pochlapane, rozdarte, obsypane piaskiem, uciekajace z blejtramów. Jakby niedokończone, z gruba warstwa farby, ale ciagle otwarte na interpretację i czekajace na decydujacy ruch pędzla. W latach 80. Korczowski osiedlil się w Paryzu. Od tamtej pory w Krakowie jest jedynie gosciem, choc - jak twierdzi - nigdy z niego nie wyjechal, bo „od wspomnień i Kantora nie mozna uciec”. - Kraków noszę w sobie i to on utrzymuje mój artystyczny kręgoslup - dodaje Korczowski, podkreslajac wagę koloru. - Szarosc traktuję jak pomarańcz, czerń - jak czerwień - opowiada o cieplej gamie barw. - Dla malarza najwazniejsze jest miejsce urodzenia. Stamtad pochodza upodobania kolorystyczne. Dla mnie to gnijacy mokry ,krakowski Kazimierz i odrapane mury - dodaje artysta. Powierzchnia plócien Korczowskiego ma swój cięzar, a faktura przypomina tlusta glinę, która mozna modelowac, dopóki nie wyschnie. W niej artysta końcówka pędzla drapie i ryje, „wpisujac” swoje rozumienie Swiata. Powstale rowki i sznureczki przypominaja litery i wyrazy, których jednak nie sposób odczytac. - Bo to nie pismo, ale rysunek - wyjasnia, pochlonięty nakladaniem warstw koloru. Tętniace barwy scieraja się ze soba, przesuwaja wlasne granice, atakujab i kontrastuja ze soba. Spod slonecznej zolci wyzieraja soczyste zielenie, granat, czerwień i braz, pokazujac, jak wiele razy artysta podchodzil do pracy. Korczowski wykorzystuje plótna grubo tkane, materialy z faktura i we wzory, tekturę , która rwie się i rozdwaja. Dotyka materii, by zetknac się z tzw. „mięsem malarskim” - tlusta farba, plachty pracujacego plótna - naciagniętego, zgniecionego, poprutego. Daje upust emocjom, zachlapujac powierzchnię. Malarstwo to dla niego „smiertelna gra”, wymagajaca calkowitego oddania. - Obraz zyje wtedy, gdy jest tworzony. Caly czas się rodzi, przecieka, wysycha i pęka - mówi zaabsorbowany. Tajemnicze oddzialywanie jego plócien rozpoczyna się wraz z rozpoznaniem na nich ksztaltu znaku piramidy, krzyza, szubienicy, slońca, księzyca. Malowanie to dla Korczowskiego rytual, ale nie zwiazany z zadna religia. Bardziej z magia. - Pracuję z kolorami i sam sobie opowiadam bajki - przyznaje artysta. - Jestem mitologicznie uniwersalny - wyjasnia swe zainteresowanie dla rytualów Indian amerykańskich, rysunków odnalezionych w jaskiniach i na pustyni, az do mitologii i osobowosci Witkacego i Kantora. Ciagle powroty do plócien, plynięcie na fali „rzeki obrazów” jest dla niego swietna okazja do ukrywania wlasnej osobowosci pod wieloma symbolami i warstwami. Kazdy obraz to sekret, zapis euforii i zniechęcenia, radosci i gniewu, aktywnosci i biernosci, waznych decyzji i chwil wahania. Korczowski nazywa swe malarstwo - dosc karkolomnie - abstrakcjonizmem symbolicznym. Uwazam, ze jego twórczosc sama broni się bez wciskania w ramy pseudokierunku.. Poczekajmy więc cierpliwie, az stoczy kolejna walkę z „rzeka obrazów” i zatrzyma na nich spojrzenie, tak jak robi to widz, uwiedziony tajemnica rozdartych na jego plótnach kolorów. Monika Polak |