Z dziennikow Izabelli
Pajonk:
Wiadomosc o smierci.
Zaskoczenie. Imie i nazwisko, ktore zawsze umieszczam w mojej notce artystycznej:
"dyplom w pracowni prof. Wlodzimierza Kunza". Dreszcze przeszywaja me
cialo.Lzy.Obraz osoby tak bardzo dla mnie waznej. Szczegolnej. Jedynej.
Niezwyklej. Moj Maestro. Osobistosc,ktora podziwiami szanuje.Jeden z nielicznych
oswieconych...Trudno wyrazic mi to, co czuje...Nie wiem czyjest to smutek...Kupilam
po raz pierwszy le cigarette w automacie na jednej z ulic Bolognii.Pewnie
wypale cala paczke. Pale rzadko,ale jak juz to non stop,tyle ile do wypalenia.Movimento,ktore
wypelnia przestrzen. Caly czas dreszcze.I potrzeba kontaktu. Kiedy widzialam
go po raz ostatni ? Nie pamietam tej chwili. Przychodzi mi na mysl moja
ostatnia powazna rozmowa.Proba rozmowy. Glebokiej.Intymnej. Prawie spowiedzi.W
Domino na Basztowej.Kreci mi sie w glowie od tych fajek.Pelna bylam niepokoju
i determinacji. Dwa lata temu w roku 2000 przed moim pierwszym wyjazdem
do Italii.Nie mialam sily,aby otworzyc sie do konca.Bylam oniesmielona.Czulam
sie zagubiona. Jeszcze wtedy szukalam jakiejs rady... wskazowki... drogowskazu...
a moze po prostu glebokiego kontaktu...il raporto profondo... Czulam sie
slaba.A on spokojny,z zyczliwym usmiechem powiedzial do mnie:"Pani jest
silna. Odwazna. Ja widze to w panimalarstwie... pani ma ogromna sile...
korzenie hiszpanskie." Nie wiedzial jak czuje flamenco,jak czuje Andaluzje.
Nie wiedzial w tym sensie,ze nigdy mu o tym nie mowilam.Ale on to wyczuwal...
A wiec tak naprawde wiedzial. Bardzo podobal mu sie moj obraz piaskowy.
Mowil,ze przypomina mu pustynie.Egipt. Ja jeszcze wtedy nie znalam Egiptu.
Pamietam jak opowiadal ,ze w Egipcie,co rano wylawial patykami olbrzymie
pajaki z basenu, bo bylo mu ich strasznie zal. Pozostaly w mej pamieci
skrawki zdan,pojedyncze slowa... to,ze "nie mamy martwic sie rzeczami,na
ktore nie mamy wplywu"......jesien...kojarzaca sie profesorowi z okresem
wojny kiedy mial zawsze przemoczone buty i cierpial zimno i glod...Jednak
najpelniej pozostala we mnie sama jego cicha OBECNOSC,atmosfera,ktora
powstawala kiedy wchodzil do pracowni...kiedy ogladal plotna...jasny,zyczliwy,pokorny,szlachetny,dostojny...
Kiedys przyniosl nam dwie siatki jablek na martwa nature.Ulozyl na bialym
papierze na stole. Do wieczora zjedlismy wszystkie. Byl lekki...jakby
bez ciala... zawsze w marynarce i w butach na duzym,kwadratowym obcasie.
Uwielbial kawowe cukierki. Zawsze cos namprzynosil...cukierki...ciastka...owoce......i
jego USMIECH...
...zupelnie jak ten,ktory ostatnio przybyl domnie z Orientu......usmiech
dla ktorego warto zyc...
Panie Profesorze tak bardzo tesknie za panem tu na moim wymarzonym Poludniu,siedze
na magicznym Piazza Santo Stefano i patrze na kosciol i przeciecie drog......na
cyprysy,kolumny,portyki.....stare pomarszczone fasady domow...z cala ta
scenografia bardzo sie utozsamiam...lecz zycie,ktore toczy sie tu jest
troche poza mna... czasem nawet bawi mnie uczestniczenie w rytmach wloskich...w
tej pulsujacej muzyce glosnych rozmow,barowego gwaru i klaksonow... ale
czuje,ze nie o to mi chodzi...nie o to... tu zyje sieprzyjemnie,allegro,jedzac,pijac,krzyczac,calujac
sie,zartujac...ale czy dotyka sie tych sfer?
I znowu jestem w Golemie.To miejsce,w ktorym tez czuje ,ze jestem u siebie.Pije
Bianco Spruzzato campari con vino frizzante i pale purtroppo camele. Patrze
na moje fotografie,ktore sa w oddali.Plonie mi twarz...chlodze sie szklem
z campari...dotykam twarzy Jedynie muzyka mi dzisiaj nie odpowiada.Jutro
chcialabym pojechac do Venezii zobaczyc wystawe w Palazzo Grassi...slonie
Colberta.Potem Milano. Muzyka zmienila sie...czasem wystarczy poczekac...zycie
toczy sie dalej... zycie zawsze toczy sie avanti...choc niektorzy z nas
wysiadaja na przystankach po drodze...jeden z barmanow gwizdze melodie
Antonio Jobim...pyszny jest ten czerwony trunek i pieknie wyglada pod
swiatlo...spazio rosso.. W drodze do Venezii. Chcialabym przypomniec sobie
cos jeszcze odnosnie Kunza. Regina w pelerynie pelnej deszczu przytulajaca
spontanicznie Kunza na schodach akademii. Przejezdzam teraz po raz kolejny
przez ROVIGO.Mysle o Herbercie. Rovigo - "arcydzielo przecietnosci"...
"...w asyscie jakich dzwonow zjawiasz sie Rovigo zredukowane do stacji
do przecinka do przekreslonej literynic tylko stacja - arrivi - partenze
i dlaczego mysle o tobie Rovigo Rovigo"Chcialabym kiedys wysiasc na tej
stacji i wyjsc na SPOTKANIE. Co czeka na mnie w Rovigo? kiedys zrobie
to. I Ferrara...koniecznie pojechac, by zobaczyc biale, podluzne obloki,w
ktorych rozstrzyga sie los...Pamietam podarowalam kiedys Kunzowi tomik
Herberta "ROVIGO" z okazji wernisazu i na pierwszej stronie jako dedykacje
napisalam fragment z "Oblokow nad Ferrara":
"nie moglem wybrac niczego w zyciu wedlug mojej woli wiedzy dobrych intencji
ani zawodu przytulku w historii systemu ktory wyjasnia wszystko ani takze
wielu innych rzeczy dlatego wybralem miejsca liczne miejsca postojow-
namioty- zajazdy na skraju drogi - azyle dla bezdomnych- goscinne pokoje-
nocowanie sub Iove- klasztorne cele- pensjonaty nad brzegiem morza pojazdy
jak latajace dywany z basni Wschodu przenosily mnie z miejsca na miejsce
sennego zachwyconego udreczonego pieknem swiata w istocie byla to mordercza
wyprawa splatane drogi pozorny brak celu uciekajace widnokregi a teraz
widze jasno obloki nad Ferrara biale podluzne bez zagli prawie nieruchome
suna wolno lecz pewnie ku nieznanym wybrzezom to w nich a nie w gwiazdach
rozstrzyga sie los"
Chcialabym dotknac teraz obrazu Kunza,ktory wisi w mojej sypialni. Kobieta
i mezczyzna patrzacy
w przeciwnym kierunku w pejzazu srodziemnomorskim. Wlasciwie kadr z mojego
zycia.. Wrocilam z Bolognii. Wchodze do sypialni by spojrzec na pejzaz
srodziemnomorski. Dotykam reliefowej powierzchni plotna.Patrze...Kiedy
zasypiam czuje nad glowa kojace ,biale dlonie.
|