RAFAL SOLEWSKI
" Pomiedzy "(Tekst
z "Dekady Literackiej" nr 130/131)
Swiat wartosci stworzony zostal jako kraina jednoznacznych idei. Piekno,
dobro czy milosc mialy byc oczywiste, jednoznaczne i czytelne. Od kiedy
jednak slaby umysl czlowieka ulegl pokusie rozwazania oczywistej przeciez
istoty tych pojec, interpretacyjna zaslona zaklócila dawna bezposredniosc
kontaktu, budujac teze, ze kazdy sam decyduje o tym, co piekne i dobre.
Dlatego dzis czlowiek bezradnie poszukuje obiektywnej prawdy, zagubionej
przez pelna pychy wiare w moc wlasnego umyslu. W szczególnym
stopniu dotyczy to piekna. Powolana do eksponowania go sztuka zatracila
bowiem gdzies i kiedys swoja role, stajac sie smietnikiem niezrozumialych
informacji. Wciaz jednak istnieja artysci i widzowie, którzy
przez intuicje, uczucia i estetyczne doznania usiluja piekno odnalezc.Bogdan
Korczowski nazywa swe malarstwo abstrakcjonizmem symbolicznym. Wskazuje
w ten sposób na dwie drogi, którymi podazajac poszukuje
sie wspólczesnie piekna poprzez sztuke. Pracujacy w Paryzu malarz
z Krakowa, zarazem artystyczny wedrowiec, sam opowiada o swej obserwacji
dotyczacej dwóch róznych sposobów odbioru sztuki.
Wspólczesny czlowiek Zachodu szuka przede wszystkim estetycznych
wrazen. Dostrzega mianowicie kompozycje obrazu, gre linii i plam, stopniowe
przemiany lub kontrasty kolorów. Tymczasem Polacy wciaz chca
wyjasniac znaczenie symboli, odczytywac tresci zakamuflowane, jakby
wciaz przed kims ukryte, adresowane nie tyle do zmyslów, co do
umyslu i uczuc.W malarstwie Korczowskiego dochodzi do spotkania dwóch
rzeczywistosci. Juz bowiem same abstrakcyjne kompozycje tworza autonomiczny
swiat indywidualnej ekspresji. Olejne farby nakladane sa na plaszczyzne
obrazu grubo i gwaltownie. Rzadko pojawiaja sie kropki, prawie nigdy
- linie malowane szeroko i jednostajnie. To szybkie pociagniecia pedzlem,
wlasciwie nerwowe uderzenia. Czesto farba, nie mieszczac sie juz w nieregularnych
granicach plamy zbudowanej bezposrednim dotknieciem pedzla, splywa w
dól tworzac naturalny ornament. Plamy i strugi buduja gruba fakture,
w której pojawiaja sie wglebienia, rysy i zadrapania, elementy
kolejnej - rzec by mozna - plaszczyzny nalozonej na obraz i harmonijnie
wchodzacej w sklad struktury dziela. Uderzenia pedzla pozostawiaja slady
w postaci podluznych, mniej lub bardziej zakrzywionych plam o zróznicowanym
kierunku i zwrocie, najczesciej jednak zgrupowanych w pionowo zorientowane
zespoly. Wertykalizm kompozycji podkreslaja wlasnie struzki pozostawione
przez sciekajaca farbe. Wrazenie takie rozbija jednak struktura barwna,
tworzaca czesto szerokie, nieregularne, poziome pasy. Zderzenie takie
poteguje ekspresyjny efekt grubej, pokrytej struzkami i rysami faktury
oraz gwaltownego duktu pedzla.Równiez kolor nie uspokaja obrazów.
Duza grupa dziel zdradza fascynacje autora ogniem i sloncem. Czerwienie,
zólcienie i cynobry wypelniaja "plomienne" ksztalty
nieforemnych plam. Na innych obrazach spokojny blekit przemienia sie
w rózne odcienie ultramaryny, granatu, czerni i fioletu. W efekcie
powstaje chlodne i ciemne, wciaz jednak ekspresyjne napiecie. Te indywidualna
gospodarke barwa malarz nazywa wlasnym koloryzmem i opisuje jako formule
wypracowana juz podczas swych podrózy i pobytu w Paryzu. Wlasnie
bowiem bardziej jako czlowiek Zachodu Korczowski operuje wyrafinowana
estetyka malarska. Poszukiwacze doznan wywolywanych przez kompozycje,
fakture, kolor i swiatlo, pragnacy odnalezc piekno w sztuce laczacej
emocje wyrazu z lekkoscia i wdziekiem kunsztu, znajduja satysfakcje
patrzac na formalna wirtuozerie Korczowskiego.Istnieje jednak druga
sfera tego malarstwa. Wyszukana bowiem gra elementów formalnych
jest w istocie tlem dla symboli. Symboli, których trudna i tajemnicza
droga do piekna i prawdy kroczyc przywykl swiat, gdzie ropoczela sie
twórcza droga malarza i gdzie artysta formowal najpierw swa osobowosc.
To wlasnie w tej krainie Krzyz i Gwiazda Dawida z obrazów Korczowskiego
utrzymywaly w owym czasie glebie swych znaczen, utracona w zapamietalej
w "postepie" i otepialej przez to cywilizacji Zachodu. Tu
takze pojawiajace sie w tytulach obrazów artysty pojecia "Nieba"
lub "Edenu" nie staly sie jeszcze literackimi tylko narzedziami,
ale oznaczaly prawdziwie istniejaca, choc trudno uchwytna rzeczywistosc.
"Upadek aniolów" pozostaje tu wciaz kosmiczna katastrofa
zderzeniem piekna i zla, eksplozja która wyzwolila wszechogarniajace
plomienie i spowodowala gwaltowny ruch planet, niweczac regularne ich
ksztalty. Przyczyny i skutki tego kataklizmu zdaja sie kryc wlasnie
pod motywami zmiazdzonych owali i elips, budzacych tak religijno-duchowe,
jak i niepokojac erotyczne skojarzenia.Tylko w opuszczonym kiedys przez
niedojrzalego malarza swiecie plonacy dom, czapka blazna - glupca, a
zarazem przenikliwego wieszcza, czy nietrwale papierowe stateczki byly
wciaz symbolami, przez które interpretowalo sie historie, wlasna
egzystencje wpisana w dzieje narodu, a specjalnie nawet zywot artysty.
Ta umierajaca dzis kraina pozostaje wciaz czescia tozsamosci pracujacego
na emigracji malarza. Wola przyznania sie do swoich korzeni ulega wyeksponowaniu
kiedy twórca przywoluje Kraków w swych slowach i w swoich
dzielach. Litera "K" na obrazach oznacza miasto odkryte wlasciwie
po czasie, w pamieci intelektualnej i emocjonalnej, ogladane kiedys
oczami kierownika ksiegarni, hipisa wedrujacego miedzy "bunkrem"
galerii Biura Wystaw Artystycznych, kawiarnia pod Krzysztoforami, kabaretem
w Piwnicy pod Baranami, klubem pod Jaszczurami i kawiarnia Rio. "K"
to zatem artystyczna, troche dekadencka atmosfera dziejów Polaków,
Zydów, Niemców i Wlochów tkwiacych mimo wszystko
w zamknietym kregu sztuki i historii, polaczonych w zdumiewajacym, nobliwym
i swawolnym zarazem zwiazku konserwatyzmu i swobody. Ta wlasnie specyfika,
decydujaca o ksztalcie nieporadnego troche, lecz uporczywego poszukiwania
wspólnego i jedynego piekna przez Kraków, ukrywa sie pod
literowym symbolem malarskiej i swiatopogladowej "kolebki"
artysty.Wcieleniem artystycznej atmosfery staroswieckiego miasta stal
sie w oczach Korczowskiego Tadeusz Kantor. Postawa tego bezkompromisowego
w sprawach sztuki twórcy, stala sie dla krakowskiego, a potem
paryskiego malarza przedmiotem wyjatkowej admiracji. Korczowski wprost
mówi, ze dostrzega w Kantorze wlasnie mistrza artystycznej postawy
i wzór tym bardziej godny nasladowania, ze zwiazany ze swoim
wielbicielem swoista wspólnota losów: krakowskimi korzeniami,
paryska nauka i fascynacja wreszcie niekonczacymi sie podrózami.
W slowach mlodszego twórcy "duzo podrózowalem, jezdzilem
za moimi obrazami i z moimi obrazami" kryje sie gdzies aluzja do
paryskich wypraw niedojrzalego jeszcze zalozyciela Grupy Krakowskiej
i do pózniejszych wedrówek teatru Cricot 2. Byc moze nawet
bardziej juz "zachodnia" fascynacja postacia i rola poznanego
w Ameryce szamana Navajo, który w sztuce ceni wylacznie chwile
tworzenia i który pozostawic moze jednego zaledwie ucznia, jest
inna forma wiary w postac genialnego i niepowtarzalnego artysty, gloszacego
prymat "procesu" powstawania sztuki i gardzacego swymi epigonami.
Kultem darzy Korczowski Kantora takze za jego paradoksalna role niedocenianego
ambasadora Krakowa i lekcewazonego Stanczyka sztuki, który wciaz
podrózujac i wszedzie odnoszac sukcesy, nigdy nie porzucil swego
miasta, nie zawsze wdziecznego przeciez za swa artystyczna obecnosc
w calym swiecie, mozliwa wlasnie dzieki podrózom Kantora, który
- jak mówi Korczowski - w swej walizce wozil ze soba swoja sztuke
i swoja rzeczywistosc, a w niej wlasnie Kraków.Siermiezny, "najnizszej
rangi" - jakby powiedzial Kantor -walor zuzytego i wyswiechtanego,
podrózniczego rekwizytu, czy moze raczej w ogóle sztuki
krakowskiego demiurga, stal sie takze bezposrednia juz inspiracja dla
sztuki Korczowskiego. Otóz duza czesc obrazów tego twórcy
malowana jest na zwyklych kartonach, które podczas wystaw po
prostu przybija sie do scian gwozdziami. Zdarza sie takze, ze papierowe
stateczki przylepiane sa do kartonu, wchodzac w sklad collage'u, techniki
tak lubianej przez Kantora. Wyjatkowa rola tego artysty dla twórczosci
i dla swiatopogladu wedrujacego po swiecie paryzanina i krakowianina
zarazem, wyeksponowana zostala wreszcie bardzo juz bezposrednio. Korczowski
napisal mianowicie list do "Pana K." List zawiera krótkie,
lecz celne, wlasne analizy malarsko-teatralnych dzialan Kantora. Przede
wszystkim jest jednak wyrazem zalu i gniewu niemal, wypominaniem artyscie
jego smierci, jego odejscia w chwili, kiedy - jak zawsze zreszta - jego
wizyta w Paryzu tak bardzo byla oczekiwana. Pendant do tej "korespondencji"
staje sie cykl "Kartonów dla K"., swoisty hold zlozony
wlasna sztuka twórcy, którego odejscie wzbudzilo tak bolesne
emocje. Ta wlasnie kartonowa seria pojawila sie wreszcie w Krakowie,
by w niewielkiej przestrzeni Galerii Albert Klubu Inteligencji Katolickiej
pokazac jedna z niewielu nieznanych jeszcze dziedzin zwiazanych z zyciem
i sztuka Kantora. Okazalo sie bowiem, ze ten pozornie nieprzystepny,
trudny i konfliktowy czlowiek stal sie mimo wszystko wzorem i inspiracja
dla innych artystów, zródlem, z którego jednak
mozna czerpac.K to zatem Kraków, Kantor, kartony i wreszcie sam
Korczowski. To wlasciwie stworzony przez malarza nowy symbol jego sztuki
i jego artystycznej tozsamosci, która choc budowana w oparciu
o rózne doswiadczenia, wciaz pozostaje scisle zwiazana z krakowskimi
"korzeniami twórcy". Wystawa w Galerii Albert pokazala
bowiem posrednio tylko Tadeusza Kantora. Przede wszystkim przedstawila
Bogdana Korczowskiego. Jednego z polskich malarzy, którzy decydujac
sie na kontynuowanie swej artystycznej drogi poza Polska, znajduja sie
pomiedzy dwoma wciaz jeszcze róznymi swiatami. Korczowski dobrze
uswiadomil sobie te róznice i stara sie znalezc swe miejsce w
przestrzeni rozdarcia. Pozostajac w nurcie twórców, którzy
w opozycji do powierzchownej, postmodernistycznej fascynacji pusta formalna
gra, usiluja poszukiwac utraconych przez wspólczesna sztuke wartosci.
Korczowski, o czym byla juz mowa, odkrywa i eksploatuje swe korzenie.
Rezultatem tej inspiracji sa symboliczne motywy, które z kolei
wpisuja sie w pelna ekspresji, abstrakcyjna gre ksztaltów i kolorów,
co jest wynikiem pózniejszych juz doswiadczen. Ten zwiazek bywa
harmonijny, lecz chyba czesciej pojawia sie wrazenie kontrastu, czy
nawet pewnego dysonansu. Korczowski uswiadamia bowiem róznice,
która wciaz istnieje pomiedzy swiatem symboli a kraina estetycznych
doznan. Zarazem laczy i przeciwstawia te rzeczywistosci. Wykorzystuje
je, lecz nie daje odpowiedzi, która z nich jest mu blizsza. Rozdarcie
bowiem ukazuje nie tylko róznice, lecz takze droge "pomiedzy",
która daje szanse ominiecia zaslony interpretacji, smaków,
gustów i stylów. Obok zatem formalnego kunsztu i dojrzalej
umiejetnosci uzycia znaku, to wlasnie rewelatorskie zderzenie i zbudowana
na nim filozoficzna wskazówka staja sie indywidualnymi walorami
sztuki i jego drogi ku prawdzie i pieknu.
Rafal Solewski Krakow
|